Wyjęte z Wielkiej Księgi Synów Ognia
Opis początku wszechrzeczy i dlaczego są takie, jakimi je zastajemy
Wiedza śmiertelna ograniczona jest śmiertelną niewiedzą, a śmiertelne pojmowanie – duchową rzeczywistością. Niemądrym jest, by śmiertelny człowiek próbował zrozumieć to, co leży poza jego pojmowaniem, albowiem tam wiedzie droga do niewiary i szaleństwa. A jednak człowiek jest człowiekiem i wiecznie mu pisane jest sięgać poza siebie, dążąc do osiągnięcia rzeczy, które zawsze wymykają mu się z rąk. Tak więc w swej frustracji zastępuje on to, co mgliście dostrzegalne i niepojęte, rzeczami mieszczącymi się w jego rozumieniu. Jeśli te rzeczy jedynie ubogo odbijają rzeczywistość, to czyż odbicie rzeczywistości, choćby i zniekształcone, nie ma większej wartości niż brak odbicia w ogóle?
Na Ziemi nie ma prawdziwych początków, gdyż wszystko tutaj jest skutkiem, a ostateczna przyczyna leży gdzie indziej. Kto bowiem spośród ludzi może powiedzieć, co było pierwsze: nasienie czy roślina? A jednak, prawdę mówiąc, nie było to ani jedno, ani drugie, albowiem coś, co nie było ani nasieniem, ani rośliną, poprzedzało oba, a i tę rzecz poprzedzało coś innego. Zawsze istnieją przodkowie sięgający aż do początku, a poza nim jest już tylko Bóg. Oto, jak te rzeczy zostały opowiedziane w Wielkiej Księdze Synów Ognia.
Przed początkiem była tylko jedna świadomość, świadomość Wiekuistego Bytu, którego natury nie da się wyrazić słowami. Był to Jedyny, Wyłączny Duch, Samostwarzający się, który nie może się umniejszyć. Nieznany, Niepoznawalny Byt, rozmyślający samotnie w głębokiej, brzemiennej ciszy.
Imię, które jest wypowiadane, nie może być imieniem tej Wielkiej Istoty, która, pozostając bezimienna, jest początkiem i końcem, poza czasem, poza zasięgiem śmiertelników, a my w naszej prostocie nazywamy ją Bogiem.
Ten, który poprzedzał wszystko, istniał samotnie w swoim dziwnym mieszkaniu niestworzonego światła, które pozostaje wiecznie niegasnące, i żadne zrozumiałe oko nigdy go nie ujrzy. Pulsujące tchnienia wiecznego światła życia w Jego pieczy nie zostały jeszcze uwolnione. Znał tylko Siebie, był pozbawiony kontrastu, niezdolny do zamanifestowania się w nicości, albowiem wszystko w Jego Istocie było niewyrażonym potencjałem. Wielkie Kręgi Wieczności miały dopiero zostać utkane, rzucone naprzód jako niekończące się wieki istnienia w substancji. Miały one zacząć się od Boga i powrócić do Niego, dopełnione w nieskończonej różnorodności i ekspresji.
Ziemia jeszcze nie istniała, nie było wiatrów z niebem nad nimi; wysokie góry nie były wzniesione, ani wielka rzeka nie płynęła w swoim miejscu. Wszystko było bezkształtne, bez ruchu, spokojne, ciche, puste i ciemne. Żadne imię nie zostało nazwane i żadne przeznaczenie nie zostało zapowiedziane.
Wieczny spoczynek jest nieznośny, a niezamanifestowany potencjał jest frustracją. W samotność bezczasu wkradła się Boska Samotność, a z niej zrodziło się pragnienie tworzenia, aby mógł poznać i wyrazić Siebie, a to zrodziło Miłość Boga. Podjął myśl i powołał do istnienia w Sobie Uniwersalne Łono Stworzenia, zawierające wiekuistą esencję uśpionego ducha.
Esencja została ożywiona przez drgnienie z umysłu Boga i twórcza myśl została wyprojektowana. To wygenerowało moc, która stworzyła światło, a to uformowało substancję podobną do mgły niewidzialnego pyłu. Podzieliła się ona na dwie formy energii poprzez nasycenie Duchem Boga i, ożywiając chaos pustki wewnątrz Uniwersalnego Łona, została rozkręcona w wiry substancji. Z tej aktywności, niczym iskry z ognia, powstała nieskończona różnorodność duchowych umysłów, z których każdy posiadał w sobie siły twórcze.
Aktywujące słowo zostało wypowiedziane, jego echa wciąż wibrują, i nastąpił poruszający ruch, który spowodował niestabilność. Wydano rozkaz, a ten stał się Wiecznym Prawem. Odtąd aktywność była kontrolowana w harmonijnym rytmie, a pierwotna bezwładność została przezwyciężona. Prawo oddzieliło materializujący się chaos od Boga, a następnie ustanowiło granice Wiecznych Sfer.
Czas już nie spał na łonie Boga, albowiem teraz nastąpiła zmiana, tam gdzie wcześniej wszystko było niezmienne, a zmiana jest czasem. Teraz w Uniwersalnym Łonie było ciepło, substancja i życie, a otaczało je Słowo, które jest Prawem.
Wydano rozkaz: „Niech najmniejsze z rzeczy tworzą największe, a to, co żyje tylko mgnienie, niech tworzy wieczność”.
Tak oto wszechświat powstał jako kondensacja myśli Boga, a czyniąc to, zakrył Go przed wszystkim, co zostało zamknięte w Jego krzepnącym stworzeniu. Odtąd Bóg był ukryty, gdyż zawsze pozostawał mgliście odbity w swoim stworzeniu. Stał się zasłonięty przed wszystkim, co z Niego wyszło. Stworzenie nie wyjaśnia samego siebie, zgodnie z Prawem nie może tego uczynić; jego tajemnice muszą zostać rozwikłane przez stworzonych.
Wszystkie rzeczy są z natury skończone; mają początek, środek i koniec. Cel niemożliwy do osiągnięcia byłby wieczną frustracją, dlatego wszechświat, stworzony celowo, musi mieć cel. Gdyby zakończył się bez niczego, co by po nim nastąpiło, to istniejący Bóg musiałby drzemać obojętny na jego działania. Ale On uczynił go żywym dziełem wielkości, działającym pod niezmiennym Prawem.
Stwarzające słowo zostało wypowiedziane, teraz nadszedł kolejny rozkaz, a wychodząca moc uderzyła w słońce, tak że jego oblicze rozbłysło, i zajaśniało wielkim blaskiem, zlewając ciepło i światło na swoją siostrę Ziemię. Odtąd miała żyć pod ochroną domostwa swego brata, radując się jego dobrocią i siłą.
Wody na łonie Ziemi zostały zebrane razem i ukazał się suchy ląd. Gdy pokrywa wodna została zwinięta, ciało Ziemi było niestabilne, wilgotne i uległe. Oblicze słońca świeciło łaskawie na swoją siostrę, a suchy ląd jej ciała stał się bardzo twardy, wilgoć i mokrość zostały zabrane. Dał jej szatę z runa i welon z cienkiego lnu, aby mogła odziać swe ciało skromnością.
Z Wielkiego Łona wyskoczył Duch Życia i szalał w Niebiosach. Spojrzał na Ziemię i ujrzał jej piękno, i napełnił się pożądaniem, i wyszedł z niebiańskich przestrzeni, by ją posiąść. Nie przyszedł spokojnie jak kochanek, lecz burzliwie jak grabieżca. Jego oddech wył wzdłuż jej korytarzy i szalał wśród jej górskich szczytów, ale nie odkrył miejsca przebywania jej Ducha. Wycofała się, jak kobieta wycofuje się przed siłą, albowiem skromność nie może być znieważona w poddaniu. A jednak pragnęła jego objęć, gdyż pośród całego Promiennego Zastępu była uhonorowana.
Słońce ujrzało jej zakłopotanie i zmagało się z Duchem Życia, i przezwyciężyło go. Gdy został on ujarzmiony i pierwotna walka ustała, został oddany przez słońce jego siostrze. Był skarcony i uciszony, i w ciszy rozmyślał nad wodami Ziemi, a ona poruszyła się w odpowiedzi. Błotne jaja potencjalnego życia uformowały się na bagnach, w miejscach spotkania lądu i dwóch wód. Słońce dało ożywcze ciepło i życie wypełzło na łono Ziemi.
Pył lądu zrodził samca, a ciemna mgła wodna samicę, a oni złączyli się i rozmnożyli. Pierwszy zrodził drugą, a dwoje zrodziło trzecie. Ziemia nie była już dziewicą, a Duch Życia zestarzał się i odszedł. Ziemia została odziana w matrony płaszcz zieleni, a zieleń pokryła oblicze lądu.
Wody zrodziły ryby i stworzenia, które poruszają się, wiją i kręcą w wodach, węże i bestie o straszliwym wyglądzie, które były dawniej, i gady, które pełzają i czołgają się. Były tam wysokie, kroczące istoty i smoki o ohydnych kształtach, odziane w grozę, których wielkie kości wciąż można zobaczyć.
Potem z Łona Ziemi wyszły wszystkie bestie polne i leśne. Wszystkie stworzenia stworzenia mające krew w ciałach, i było to dopełnione. Bestie wędrowały po suchym lądzie, a ryby pływały w morzach. Były ptaki na niebie i robaki w glebie.
Były wielkie masy lądowe i wysokie góry, szerokie jałowe przestrzenie i wzburzone wody. Żyzna zieleń pokrywała ląd, a obfite życie roiło się w morzach, albowiem teraz Ziemia pulsowała energią życia.
Metale leżały ukryte w jej skałach, a drogocenne kamienie w glebie. Złoto i srebro były rozproszone i ukryte. Była miedź na narzędzia i lasy pełne drewna. Były bagna trzcin i kamień do każdego celu.
Wszystko było przygotowane, wszystko było gotowe, a teraz Ziemia czekała na przyjście człowieka.
Miłość Boga przeniknęła trzecią zasłonę i stała się Nasieniem Dusz w Morzu Dusz. Ciało człowieka Bóg uczynił z wody i rzeczy ziemskich, tchnąwszy w niego Ducha Życia, aby mógł żyć. Lecz człowiek, gdy był młody, żył tylko po to, by jeść i pić, i cudzołożyć, albowiem, świadomy jedynie Ziemi, znał tylko ziemskie rzeczy i ziemskie sposoby.
Oto Duch Boga unosił się nad powierzchnią Ziemi, ale nie był z Ziemi. Trzymał wszystko i był we wszystkim, ale na Ziemi nie mógł być od niczego oddzielony. Bez substancji był przebudzony, ale wchodząc w substancję, spał.
Rozważ to, co opowiadali słudzy Ebana, o Człowieku-z-Niebios, który niegdyś wędrował po Ziemi. Nie miał on ziemskiej substancji i nie mógł chwytać jej owoców, gdyż nie miał rąk. Nie mógł pić jej wód, gdyż nie miał ust, ani czuć chłodnych wiatrów na swej skórze. Opowiadają, jak plemię małp Selok, prowadzone przez Człowieka-z-Niebios, zginęło w płomieniach przed Doliną Lod. Tylko jedna samica małpy dotarła do jaskiniowych wyżyn powyżej.
Kiedy Człowiek-z-Niebios odrodził się z samicy małpy w jaskini Biada, czyż nie mógł skosztować owoców Ziemi i napić się jej wód, i poczuć chłodu jej wiatrów? Czyż nie uznał życia za dobre? Czyż to wszystko nie jest opowieścią z dziedzińca?
Człowiek, stworzony jedynie z ziemskiej substancji, nie mógł poznać rzeczy nie z Ziemi, ani sam Duch nie mógł go ujarzmić. Gdyby człowiek nie został stworzony, któż poznałby mądrość i moc Boga? Jak Duch wypełnia ciało człowieka, tak Bóg wypełnia swoje stworzenie.
Dlatego też Bóg uznał, że musi istnieć coś, co łączy Ziemię i Ducha i jest jednym i drugim. W swojej mądrości i przez twórczy impuls, który rządzi Ziemią, przygotował ciało dla człowieka, albowiem ciało człowieka jest w całości z Ziemi.
Oto nadszedł wielki dzień, kiedy Duch, który jest Bogiem, połączył się z bestią, która jest Ziemią. Wtedy Ziemia wiła się w bólach porodowych. Jej góry kołysały się w przód i w tył, a jej morza falowały w górę i w dół. Ziemia jęczała na swoich lądach i krzyczała w swoich wiatrach. Płakała w rzekach i szlochała w burzach.
Tak narodził się człowiek, zrodzony z przewrotu i walki. Przyszedł nędznie i burzliwie, potomek strapionej Ziemi. Wszystko było w niezgodzie, śnieg padał na gorących pustkowiach, lód pokrywał żyzne równiny, lasy stawały się morzami. Gdzie kiedyś było gorąco, teraz było zimno, a gdzie nigdy nie padał deszcz, teraz były powodzie. Tak oto powstał człowiek, dziecko klęski, człowiek dziedzic twórczej walki, człowiek pole bitwy skrajności.
Ziemia pielęgnowała człowieka z ostrożną czułością, odstawiając go od piersi w zakamarkach swego ciała. Potem, gdy dojrzał na tyle, by podnieść się i kroczyć w prawości Boga, wzięła go i wyniosła ponad wszystkie inne stworzenia. Zaprowadziła go nawet przed oblicze Boga i położyła go na Jego Wielkim Ołtarzu.
Człowiek niedoskonały, o ziemskich ograniczeniach, istota niedokończona, niezdarna i nieuczona, lecz dumnie został przedstawiony Stwórcy Ziemi. Nie jej pierworodnym był człowiek, syn Ziemi, wnuk Boga, człowiek dziedzic ucisku i uczeń cierpienia.
Bóg ujrzał człowieka, ofiarę Ziemi dla jej Pana, nieprzytomnego na Wysokim Ołtarzu, ofiarę dla Niego i poświęcenie Duchowi Losu. Wtedy z niezgłębionych wyżyn i zza nieprzeniknionej zasłony, Bóg zstąpił nad Ołtarz i tchnął w człowieka tchnienie Wiecznego Życia. W jego śpiące ciało Bóg wszczepił fragment Siebie, Nasienie Duszy i Iskrę Boskości. Człowiek śmiertelny stał się człowiekiem dziedzicem Boga i spadkobiercą nieśmiertelności. Odtąd miał panować nad ziemskim majątkiem Boga, ale musiał też rozwikłać Kręgi Wieczności, a jego przeznaczeniem było wieczne poszukiwanie i dążenie.
Człowiek spał, ale Bóg otworzył w nim Wielkie Oko i człowiek ujrzał wizję niezrównanej chwały. Usłyszał głos Boga mówiący:
„O człowiecze, w twoją rękę włożona jest teraz tablica twego dziedzictwa, a na niej jest Moja pieczęć. Wiedz, że wszystko, czego pragniesz w sercu, może być twoje, lecz wpierw musisz nauczyć się jego wartości. Oto Ziemia jest pełna rzeczy pożytecznych; są one przygotowane dla twej ręki w pewnym celu, ale na tobie spoczywa zadanie, by je odszukać i nauczyć się ich używać. To jest nauka zarządzania twym dziedzictwem.”
„Czegokolwiek, co uznasz za dobre, szukaj, a znajdziesz. Możesz zgłębiać morza i zrywać gwiazdy. Możesz żyć w wiecznej chwale i kosztować wiecznych rozkoszy. Powyżej i poniżej, i wszędzie wokół nie ma nic poza twoim zasięgiem; wszystko, z jednym wyjątkiem, jest dla ciebie do osiągnięcia.” Wtedy Bóg położył rękę na człowieku, mówiąc: „Teraz jesteś nawet jak Ja, z tym wyjątkiem, że śpisz tam zamknięty w materii w Królestwie Iluzji, podczas gdy Ja mieszkam tutaj w wolności Rzeczywistości i Prawdy. Nie do mnie należy zstąpić do ciebie, lecz do ciebie, byś sięgnął ku Mnie.”
Człowiek ujrzał wtedy wizję chwały obejmującą nawet Sfery Wspaniałości. Bezgraniczna mądrość wypełniła jego serce i ujrzał piękno w doskonałości. Ostateczność Prawdy i Sprawiedliwości została przed nim odsłonięta. Stał się jednym z głębokim pokojem wieczności i poznał radości nieustającej szczęśliwości.
Wieczne wieki czasu rozwinęły się przed jego oczami jak zwój, i ujrzał na nim zapisane wszystko, co miało się stać i wydarzyć. Wielkie sklepienia Niebios otworzyły się przed nim i ujrzał wieczne ognie i niestrawne moce, które w nich walczyły. Poczuł w sobie poruszenie niewyrażalnej miłości, a nieograniczone plany wspaniałości wypełniły jego myśli. Jego duch wędrował bez przeszkód przez wszystkie sfery istnienia. Był wtedy nawet jak sam Bóg i poznał tajemnicę Siedmiu Sfer w Trzech Sferach.
Wtedy Bóg podniósł rękę z człowieka i człowiek został sam. Wielka wizja odeszła i obudził się; pozostało tylko mgliste i ulotne wspomnienie, nie więcej niż cień snu. Lecz głęboko w śpiącej Duszy była iskra pamięci, a ona zrodziła w człowieku niespokojną tęsknotę za nie wiedzieć czym. Odtąd człowiekowi pisane było wędrować niezadowolonym, szukając czegoś, co czuł, że zna, ale nie mógł zobaczyć; czegoś, co ciągle mu umykało, nieustannie go podjudzało i wiecznie kusiło. Głęboko w sobie człowiek wiedział, że coś większego niż on sam jest zawsze z nim i jest jego częścią, pobudzając go do większych czynów, większych myśli, większych aspiracji. Było to coś poza nim, ledwo uświadomione i nigdy nieodnalezione; coś, co mówiło mu, że blask widziany na horyzoncie jedynie mgliście odbija ukrytą chwałę poza nim.
Człowiek obudził się, objawienie i wizja zniknęły, otaczała go tylko ponura rzeczywistość nieokiełznanej rozległości Ziemi. Ale gdy wstał i zszedł na łono Matki Ziemi, nie zląkł się wielkich mocy, które go otaczały, ani ogromu zadania przed nim. W sercu wiedział, że przeznaczenie leży poza nędzą jego otoczenia; wyruszył szlachetnie, z radością przyjmując wyzwanie.
Był teraz nowym człowiekiem, był inny. Spojrzał w górę i ujrzał chwałę w Niebiosach. Ujrzał piękno wokół siebie i poznał dobro i rzeczy nie z Ziemi. Wizja wiecznych wartości powstała przed jego wewnętrznym okiem. Jego Duch odpowiadał na swoje otoczenie, człowiek był teraz człowiekiem, prawdziwie człowiekiem.
Natura człowieka na Ziemi została ukształtowana na wzór natury rzeczy w Niebie, i człowiek miał w sobie wszystkie rzeczy jako potencjał, z wyjątkiem boskiego życia. Ale był jeszcze niedoświadczonym, niezdyscyplinowanym dzieckiem, wciąż karmionym jedynie na pocieszającym łonie Ziemi.
Człowiek rósł w siłę, lecz Ziemia nie była pobłażliwa, gdyż dyscyplinowała go stanowczo. Była zawsze surowa i nieustępliwa, często karcąc go podmuchami niezadowolenia. Było to zaiste wychowanie kogoś przeznaczonego do wielkości; musiał cierpieć zimno, aby nauczył się odziewać; był wysyłany na jałowe miejsca, aby jego kończyny się wzmocniły, i do lasów, aby jego oko stało się bystre, a serce silne. Był dręczony trudnymi problemami i postawiono mu zadanie rozwikłania iluzji Natury. Był nękany trudnościami wszelkiego rodzaju. Był próbowany frustracjami i kuszony pokusami; Ziemia nigdy nie rozluźniała czujności swego nadzoru.
Dziecko było wychowywane surowo, gdyż potrzebowało hartu ducha, odwagi i sprytu mężczyzny, aby przygotować go do zadania, które go czekało. Stał się przebiegły i żylasty na polowaniu; stał się zdolny do adaptacji, potrafiący radzić sobie z każdym nieoczekiwanym zdarzeniem. Pokonując zakłopotanie wczesnych dni, znalazł wyjaśnienia dla zawiłości swojego otoczenia. Jednak walka o wiedzę, potrzeba adaptacji i wysiłek przetrwania nigdy nie ustały. Dziecię Ziemi było dobrze wyszkolone i zdyscyplinowane, nigdy nie było nadmiernie rozpieszczane. Płakał o chleb i chodził głodny, drżał i był wyrzucany, był chory i pędzony do lasu. Zmęczonego smagały go burze, spragniony znajdował wyschnięte źródła. Gdy był słaby, jego ciężar zwiększano, a w środku radości uderzano go smutkiem. W chwilach słabości wołał: „Dość!” i wątpił w swoje przeznaczenie; ale zawsze coś go wzmacniało i dodawało otuchy, Ziemianin nigdy nie zrzekł się swej boskości.
Albowiem człowiek był człowiekiem; nie był zastraszony ani jego Duch nie był złamany; mądry Bóg znał jego ograniczenia. Jak napisano w mądrości ludzkiej: „Nadmierna kara jest tak samo zła jak jej brak”. Ale człowiek rzadko był karany; był próbowany, testowany i rzucano mu wyzwania; był prowadzony, podjudzany i ponaglany, jednak nic nie działo się niepotrzebnie. Pozorne niedoskonałości Ziemi, zagrożenia i nierówności życia, okrucieństwo, surowość i pozorna obojętność na cierpienie i niedolę nie są tym, czym się wydają; w istocie Ziemia jest doskonała do swojego celu. To niewiedza o tym celu sprawia, że wydaje się niedoskonała.
Gdzie jest mądrzejszy ojciec niż Duch Boga, albo lepsza matka niż Ziemia? To, kim jest teraz człowiek, zawdzięcza im; oby nauczył się być należycie wdzięcznym. Nade wszystko niech nigdy nie zapomina lekcji wyniesionych z wychowania.
Wiadomo, a opowieść ta pochodzi z dawnych czasów, że nie było jednego stworzenia, lecz dwa: stworzenie i ponowne stworzenie. Faktem znanym mędrcom jest, że Ziemia została raz doszczętnie zniszczona, a następnie odrodziła się na drugim kole stworzenia.
W czasie wielkiego zniszczenia Ziemi, Bóg sprawił, że smok z niebios przybył i otoczył ją. Smok był straszliwy do oglądania, bił ogonem, zionął ogniem i gorącymi węglami, a wielka katastrofa spadła na ludzkość.
Ciało smoka owiane było zimnym, jasnym światłem, a pod spodem, na brzuchu, jaśniała czerwonawa poświata, podczas gdy za nim ciągnął się płynący ogon dymu. Wypluwał popiół i gorące kamienie, a jego oddech był plugawy i cuchnący, zatruwając nozdrza ludzi. Jego przejście spowodowało wielkie grzmoty i błyskawice, które rozdzierały gęste, pociemniałe niebo, a całe Niebo i Ziemia rozgrzały się do czerwoności. Morza zostały uwolnione ze swych kolebek i podniosły się, zalewając ląd. Rozległ się straszliwy, przenikliwy dźwięk trąby, który przewyższał nawet wycie rozpętanych wiatrów.
Ludzie, porażeni przerażeniem, oszaleli na widok straszliwego zjawiska na Niebiosach. Postradali zmysły i biegali w obłędzie, nie wiedząc, co czynią. Oddech był wysysany z ich ciał, a oni sami spalani dziwnym popiołem.
Potem minęło, pozostawiając Ziemię owiniętą w ciemny i groźny płaszcz, który od wewnątrz był czerwonawym blaskiem oświetlony. Wnętrzności Ziemi zostały rozdarte w wielkich, wijących się wstrząsach, a wyjący wir rozrywał góry. Gniew niebiańskiego potwora został uwolniony w Niebiosach. Szalał w płomiennej furii, rycząc jak tysiąc gromów; lał ognistą zagładę pośród potoku gęstej, czarnej krwi. Tak przerażająca była ta straszliwa istota, że pamięć o niej miłosiernie opuściła człowieka, jego myśli zostały stłumione pod chmurą zapomnienia.
Ziemia wypluwała wielkie podmuchy cuchnącego oddechu z okropnych otworów, które otwierały się pośrodku lądu. Zły oddech kąsał w gardło, zanim doprowadził ludzi do szaleństwa i zabił ich. Ci, którzy nie zginęli w ten sposób, zostali uduszeni pod chmurą czerwonego pyłu i popiołu, albo pochłonięci przez ziejące paszcze Ziemi, albo zmiażdżeni pod walącymi się skałami.
Do pierwszego niebiańskiego potwora dołączył drugi, który połknął ogon poprzedniego, ale obu nie można było zobaczyć naraz. Niebiański potwór panował i szalał nad Ziemią, tocząc bitwę o jej posiadanie, ale wieloostrzowy miecz Boga pociął ich na kawałki, a ich spadające ciała powiększyły ląd i morze.
W ten sposób pierwsza Ziemia została zniszczona przez klęskę zstępującą z niebios. Sklepienia Niebios otworzyły się, by wydać potwory straszniejsze niż jakiekolwiek, które kiedykolwiek nawiedzały niespokojne sny ludzi.
Ludzie i ich domostwa zniknęli, pozostały tylko niebiańskie głazy i czerwona ziemia tam, gdzie kiedyś byli. Ale pośród całego spustoszenia przeżyło niewielu, albowiem człowieka niełatwo zniszczyć. Wyczołgali się z jaskiń i zeszli z górskich zboczy. Ich oczy były dzikie, a kończyny drżały, ich ciała trzęsły się, a języki nie panowały nad sobą. Ich twarze były wykrzywione, a skóra wisiała luźno na kościach. Byli jak oszalałe dzikie bestie pędzone do zagrody przed płomieniami; nie znali prawa, pozbawieni całej mądrości, którą kiedyś posiadali, a ci, którzy ich prowadzili, odeszli.
Ziemia, jedyny prawdziwy Ołtarz Boga, złożyła ofiarę z życia i smutku, by odpokutować za grzechy ludzkości. Człowiek nie zgrzeszył czynem, lecz tym, czego zaniechał. Człowiek cierpi nie tylko za to, co czyni, ale i za to, czego zaniecha. Nie jest karany za popełnianie błędów, lecz za ich nierozpoznawanie i nienaprawianie.
Wtedy wielka kopuła pyłu i chmur, która otaczała Ziemię, spowijając ją w ciężkiej ciemności, została przebita czerwonawym światłem, a kopuła zeszła w wielkich ulewach i szalejących wodach burzowych. Chłodne łzy księżyca zostały wylane na niedolę Ziemi i nieszczęścia ludzi.
Gdy światło słońca przebiło całun Ziemi, kąpiąc ląd w swej ożywczej chwale, Ziemia znów poznała noc i dzień, albowiem były teraz czasy światła i czasy ciemności. Dusząca kopuła oddaliła się, a sklepienia Niebios stały się widoczne dla człowieka. Plugawa atmosfera została oczyszczona, a nowe powietrze odziało odrodzoną Ziemię, chroniąc ją przed ciemną, wrogą pustką Nieba.
Ulewy przestały bić o oblicze lądu, a wody uspokoiły swój zgiełk. Trzęsienia ziemi już nie rozdzierały Ziemi, ani nie była ona palona i grzebana przez gorące skały. Masy lądowe zostały na nowo ustanowione w stabilności i solidności, stojąc mocno pośród otaczających wód. Oceany cofnęły się do wyznaczonych im miejsc, a ląd stał niewzruszenie na swoich fundamentach. Słońce świeciło nad lądem i morzem, a życie odrodziło się na powierzchni Ziemi. Deszcz znów padał łagodnie, a chmury z runa unosiły się na dziennym niebie.
Wody zostały oczyszczone, osad opadł, a życie wzrosło w obfitości. Życie odrodziło się, ale było inne. Człowiek przetrwał, ale nie był taki sam. Słońce nie było takie jak dawniej, a jeden z księżyców został zabrany. Człowiek stał pośrodku odnowy i regeneracji. Spoglądał w Niebiosa w strachu przed straszliwymi mocami zniszczenia czającymi się tam. Odtąd spokojne niebo miało skrywać przerażającą tajemnicę.
Człowiek zastał nową Ziemię mocną, a Niebiosa utwierdzone. Radował się, ale i lękał, gdyż żył w strachu, że Niebiosa znów wydadzą potwory i runą na niego.
Gdy ludzie wyszli ze swoich kryjówek i schronień, świat, który znali ich ojcowie, zniknął na zawsze. Oblicze lądu zmieniło się, a Ziemia była usłana skałami i kamieniami, które spadły, gdy runęła struktura Nieba. Jedno pokolenie błądziło w spustoszeniu i mroku, a gdy gęsta ciemność się rozproszyła, jego dzieci wierzyły, że są świadkami nowego stworzenia. Czas mijał, pamięć blakła, a zapis wydarzeń nie był już jasny. Pokolenie następowało po pokoleniu, a w miarę upływu wieków nowe języki i nowe opowieści zastępowały stare.
Pochodzi to ze zwoju Kerobala Pakthermina, który napisał:
„Przodkowie wszystkich narodów ludzkich byli niegdyś jednym ludem, i byli oni wybranymi przez Boga, który oddał im całą Ziemię, wszystkich ludzi, bestie polne, stworzenia pustkowia i to, co rośnie. Mieszkali przez długie wieki w krainach pokoju i obfitości.”
„Byli tacy, którzy walczyli ciężej, byli bardziej zdyscyplinowani; ponieważ ich przodkowie przemierzyli wielką, ciemną pustkę, ich pragnienia zwróciły się ku Bogu, i nazywano ich Dziećmi Boga.”
„Ich kraina była pagórkowata i zalesiona. Była żyzna, z wieloma rzekami i bagnami. Na wschodzie i zachodzie były wielkie góry, a na północy rozległa, kamienista równina.”
„Potem nadszedł dzień, gdy wszystko stało się ciche i pełne obaw, albowiem Bóg sprawił, że na Niebiosach pojawił się znak, aby ludzie wiedzieli, że Ziemia zostanie nawiedzona, a znakiem tym była dziwna gwiazda.”
„Gwiazda rosła i nabierała wielkiej jasności, i była straszna do oglądania. Wypuściła rogi i śpiewała, będąc niepodobna do żadnej innej, jaką kiedykolwiek widziano. Więc ludzie, widząc ją, mówili między sobą: 'Zaprawdę, to Bóg ukazuje się na Niebiosach nad nami'. Gwiazda nie była Bogiem, chociaż kierował nią Jego zamysł, ale ludzie nie mieli mądrości, by to zrozumieć.”
„Wtedy Bóg zamanifestował się w Niebiosach. Jego głos był jak pomruk gromów, a On sam odziany był w dym i ogień. W ręku dzierżył błyskawice, a Jego oddech, opadając na Ziemię, rodził siarkę i żar. Jego oko było czarną pustką, a usta otchłanią zawierającą wiatry Zniszczenia. Otaczał całe Niebiosa, nosząc na plecach czarny płaszcz ozdobiony gwiazdami.”
„Takie było podobieństwo i objawienie Boga w tamtych dniach. Straszliwe było Jego oblicze, przerażający Jego gniewny głos; słońce i księżyc ukryły się w strachu, a ciężka ciemność zapanowała nad Ziemią.”
„Bóg przeszedł przez przestrzenie Niebios z potężnym rykiem i głośnym dźwiękiem trąby. Potem nastała ponura, martwa cisza i czarno-czerwony zmierzch zagłady. Z ziemi wzbijały się wielkie ognie i dym, a ludzie łapali powietrze. Ląd został rozdarty i zmieciony potężnym potopem wód. Pośrodku lądu otworzyła się dziura, wody wdarły się do niej, a ląd zatonął pod morzami.”
„Góry na wschodzie i zachodzie zostały rozdzielone i stanęły pośród szalejących wód. Ziemia Północna przechyliła się i przewróciła na bok.”
„Wtedy znów zgiełk i wrzawa ustały, i wszystko ucichło. W cichej ciszy wybuchło szaleństwo wśród ludzi; szał i krzyki wypełniły powietrze. Rzucili się na siebie w bezsensownym, bezmyślnym rozlewie krwi; nie oszczędzali ani kobiet, ani dzieci, bo nie wiedzieli, co czynią. Biegli na oślep, rzucając się na pewną śmierć. Uciekali do jaskiń i zostali pogrzebani, a chroniąc się na drzewach, zostali powieszeni. Był gwałt, morderstwo i przemoc wszelkiego rodzaju.”
„Potop wód cofnął się, a ląd został oczyszczony. Deszcz padał nieustannie i wiały potężne wiatry. Wzburzone wody zalały ląd, a człowiek, jego stada, ogrody i wszystkie jego dzieła przestały istnieć.”
„Niektórzy ludzie ocaleli na zboczach gór i na dryfujących szczątkach, ale byli rozproszeni daleko po całej powierzchni Ziemi. Walczyli o przetrwanie w krainach nieokrzesanych ludów. W zimnie przetrwali w jaskiniach i schronieniach.”
„Kraina Małych Ludzi i Kraina Olbrzymów, Kraina Bez Szyi i Kraina Bagien i Mgieł, Krainy Wschodu i Zachodu zostały zalane. Ziemia Górska i Krainy Południa, gdzie jest złoto i wielkie bestie, nie zostały pokryte wodami.”
„Ludzie byli rozproszeni i w rozpaczy. Odrzucili Niewidzialnego Boga stojącego za wszystkim na rzecz czegoś, co widzieli i znali z jego objawienia. Byli mniej niż dziećmi w tamtych dniach i nie mogli wiedzieć, że Bóg nawiedził Ziemię w zrozumieniu, a nie złośliwie, dla dobra człowieka i naprawy jego dróg.”
„Ziemia nie jest dla przyjemności człowieka, lecz jest miejscem nauki dla jego Duszy. Człowiek łatwiej odczuwa poruszenia swego Ducha w obliczu katastrofy niż w objęciach luksusu. Nauka Duszy to długi i żmudny kurs instrukcji i treningu.”
„Bóg jest dobry, a z dobra nie może pochodzić zło. Jest doskonały, a doskonałość nie może rodzić niedoskonałości. Tylko ograniczone zrozumienie człowieka widzi niedoskonałość w tym, co jest doskonałe do swojego celu.”
„Ta dotkliwa niedola człowieka była kolejną z jego wielkich prób. Poniósł porażkę i czyniąc to, podążył ścieżkami nienaturalnych bogów swego autorstwa. Człowiek tworzy bogów, nazywając ich, ale jaka jest w tym dla niego korzyść?”
„Zło wkracza pośród ludzkości, zrodzone ze strachu i ignorancji ludzi. Zły człowiek staje się złym duchem, a wszelkie zło, jakie jest na Ziemi, pochodzi albo ze zła duchów, albo ze zła ludzi.”
Otóż, Dzieci Boga zostały ukształtowane przez Rękę Boga, zwaną Awen, i manifestowała się ona zgodnie z ich pragnieniami. Albowiem wszystkie rzeczy, które mają życie, są kształtowane przez Awen. Lis, drżący w zimnych krainach, tęskni za ciepłem i dlatego jego młode mają cieplejsze futra. Sowa, niezdarna w ciemności, pragnie widzieć swoją ofiarę wyraźniej, i w pokoleniach tęsknoty pragnienie to zostaje spełnione. Awen czyni wszystko tym, czym jest, albowiem wszystkie rzeczy zmieniają się pod jej prawem.
Ludzie również są kształtowani przez swoje pragnienia, ale w przeciwieństwie do zwierząt i ptaków, ich tęsknoty są ograniczone przez prawa losu i przeznaczenia oraz prawo siewu i zbioru. Te pragnienia, modyfikowane przez prawa, nazywane są Enidvadew. W przeciwieństwie do zwierząt i ptaków, u człowieka jest to coś, co odnosi się do niego samego, a nie do jego potomstwa, choć i ono nie pozostaje przez to nietknięte.
Przeznaczenie można porównać do człowieka, który musi udać się do odległego miasta, niezależnie od tego, czy chce odbyć tę podróż, czy nie; cel podróży jest jego przeznaczeniem. Może wybrać, czy pójdzie drogą wzdłuż rzeki, czy przez równinę; czy przez góry, czy przez lasy, pieszo czy konno, wolno czy szybko, a cokolwiek spotka go z powodu tej decyzji, jest losem. Jeśli drzewo spadnie na niego, ponieważ wybrał leśną ścieżkę, było to zrządzeniem losu, albowiem szczęście jest elementem losu. Przeznaczenie nie pozostawia wyboru, los daje ograniczony wybór, który może być dobry lub zły, ale nie można go uniknąć. Co jest zrządzone przez los, musi się stać, albowiem w żadnym momencie nie ma odwrotu.
Okoliczności, Enidvadew, podróżnika podlegają prawu siewu i zbioru; może on podróżować w komforcie lub bólu, szczęśliwie lub smutno, z siłą lub słabością, ciężko obciążony lub lekko, dobrze przygotowany lub źle. Gdy cel jest wyznaczony zgodnie ze stopniami poprzedniego życia, wówczas okoliczności podróży powinny być zgodne z pragnieniem. Jaki bowiem pożytek z pragnienia wielkiego celu, gdy prawo siewu i zbioru nakazuje, że po drodze trzeba nieść nieznośny ciężar? O wiele lepiej mieć mniejsze aspiracje. Dekretów losu jest wiele, dekretów przeznaczenia niewiele.
Gdy Ziemia była młoda, a ród ludzki wciąż jak dzieci, istniały żyzne, zielone pastwiska w krainach, gdzie teraz jest tylko piasek i jałowe pustkowie. Pośrodku znajdowała się kraina-ogród, która leżała na skraju Ziemi, na wschód i w kierunku wschodzącego słońca, i nazywano ją Meruah, co znaczy Miejsce Ogrodu na Równinie. Leżała u stóp góry, która była rozcięta u swego podnóża, a z niej wypływała rzeka Tardana, która nawadniała równinę. Z góry, po drugiej stronie, płynęła rzeka Kal, która nawadniała równinę przez krainę Kaledan. Rzeka Nara płynęła na zachód, a następnie zawracała, by opłynąć krainę-ogród.
Było to miejsce żyzne, albowiem z ziemi rosło wszelkie drzewo dobre do jedzenia i wszelkie drzewo miłe dla oka. Każda jadalna roślina i każda kwitnąca roślina tam była. Drzewo Życia, zwane Glasir, o liściach ze złota i miedzi, znajdowało się wewnątrz Świętego Ogrodzenia. Tam również rosło Wielkie Drzewo Mądrości, rodzące owoce wiedzy, dające wybór i zdolność odróżniania prawdy od fałszu. Jest to to samo drzewo, które można czytać, jak ludzie czytają książkę. Było tam również Drzewo Wykroczenia, pod którym rósł Lotos Uniesienia, a w centrum znajdowało się Miejsce Mocy, gdzie Bóg objawiał swoją obecność.
Czas mijał, a Dzieci Boga stawały się silne i prawe pod hartującym młotem Boga, a Ziemia, Kowadło Boga, stawała się łagodniejsza. Wszystko było przyjemne, a jedzenia było w bród, lecz życie w takich miejscach staje się mdłe, albowiem sprzeczne jest z naturą człowieka, by rozwijać się w takich okolicznościach. Ziemia nie jest miejscem przyjemnych zabaw; jest miejscem nauki, próby i testowania.
Dzieci Boga nie były jeszcze dziedzicami Boga ani spadkobiercami Boskości, ale był wśród nich jeden, który prawie ukończył Pielgrzymkę Enidvadew. Rozwikłał splątane nici losu i przemierzył burzliwe morza życia do wielu portów przeznaczenia, a spłaciwszy długi siewu i zbioru, był tym, który zatriumfował nad Enidvadew.
Był to Fanvar, syn Aumy i Atema. Był mądry i znał wszystkie rzeczy; widział tajemnice i rzeczy ukryte przed oczami innych ludzi. Widział wschód i zachód słońca w ich wspaniałości, ale tęsknił za rzeczami niemożliwymi do zrealizowania w miejscu, w którym żył. Ponieważ chodził z Bogiem, został wybrany spośród swego rodu i sprowadzony do Meruah, Miejsca Ogrodu.
Przybył tam przez góry i pustkowia, docierając po wielu dniach podróży. Zmęczony i bliski śmierci z powodu niedostatków, jakie cierpiał, zdołał ledwo dotrzeć do orzeźwiających wód, z których pił głęboko, i przepełniony wyczerpaniem zasnął. We śnie miał sen, a oto jego treść: ujrzał przed sobą istotę o nieopisanej chwale i majestacie, która rzekła:
„Ja jestem Bogiem ponad wszystko, nawet ponad Bogiem twego ludu. Jestem tym, co spełnia aspiracje ludzi, i jestem tym, w czym są one spełnione. Ty, któryś przemierzył wszystkie Kręgi Enidvadew i udowodnił swą godność, zostajesz teraz mianowany moim namiestnikiem na Ziemi, i będziesz rządził wszystkimi rzeczami tutaj, prowadząc je moimi drogami, wiodąc je wciąż wzwyż ku chwale. To będzie twoja praca, a oto twoja nagroda.”
Mglista chmura zdawała się gromadzić wokół Chwalebnej Istoty, otulając Ją tak, że nie była już widoczna. Potem mgła stopniowo opadła, a człowiek ujrzał wyłaniającą się inną postać. Była to postać kobiety, ale takiej, jakiej Fanvar nigdy wcześniej nie widział, pięknej ponad jego wyobrażenie piękna, o takiej doskonałości formy i wdzięku, że zaniemówił. Jednak wizja nie była materialna; była ona zjawą, istotą eteryczną.
Mężczyzna obudził się i poszukał pożywienia wśród otaczających go owoców, a odświeżywszy się, wędrował po ogrodzie. Gdziekolwiek poszedł, widział zjawę, ale nie bał się, ponieważ uśmiechała się zachęcająco, przynosząc pocieszenie jego sercu. Zbudował sobie schronienie i znów nabrał sił, ale zawsze, gdziekolwiek poszedł, zjawa nie była daleko.
Pewnego dnia, blisko skraju ogrodu, zasnął w upale dnia i obudził się otoczony przez Synów Bothasa, nie prawdziwych ludzi, lecz Yoslingów, krewnych bestii leśnych. Zanim zdołali odebrać mu siłę i mądrość, rzucił się na nich, zabijając niektórych w swej furii i sile, zanim reszta uciekła. Gdy było po wszystkim, usiadł pod wielkim drzewem, albowiem był ranny, a krew tryskała z jego boku i gęstniała obok niego. Osłabł, zapadając w głęboki sen, a podczas gdy spał, stała się rzecz cudowna. Zjawa przyszła i położyła się obok niego, biorąc na siebie krew z jego rany, tak że zakrzepła wokół niej. W ten sposób Istota Duchowa została odziana w ciało, zrodzona z krzepnącej krwi, i oddzielona od jego boku powstała jako śmiertelna kobieta.
W sercu Fanvar nie był spokojny z powodu jej podobieństwa, ale była łagodna, opiekując się nim z troską, i, będąc biegłą w sztuce leczenia, uzdrowiła go. Dlatego, gdy odzyskał siły, uczynił ją Królową Krainy Ogrodu, i tak ją nazywano nawet przez naszych ojców, którzy nazwali ją Gulah, ale Fanvar nazywał ją Aruah, co znaczy pomocnica. W naszym języku nazywana jest Panią z Lanevid.
Oto Bóg oświecił Fanvara co do kobiety, mówiąc:
„Ta kobieta została wyciągnięta ze swego zgodnego mieszkania w królestwie piękna przez tęskne aspiracje ludzi. Jej przybycie dokonuje czegoś, co inaczej zajęłoby niezliczone pokolenia, albowiem Ziemia jest bardziej odpowiednia dla mężczyzn do nauki męskich rzeczy, niż dla kobiet do nauki kobiecych.”
„Ta kobieta nie jest jak inne kobiety, nie jest w żaden sposób podobna do ciebie; każdy włos na jej głowie jest inny niż u mężczyzny, każda kropla krwi i każda cząstka ciała jest kobieca i zupełnie inna niż u mężczyzny. Jej myśli i pragnienia są inne; nie jest ani gruba, ani nieokrzesana, pochodząc całkowicie z innego, bardziej wyrafinowanego królestwa. Jej córki będą chodzić dumnie, obdarzone wszelką kobiecą doskonałością i wdziękiem. Delikatność, skromność i urok będą pięknymi klejnotami wzmacniającymi ich kobiecość.”
„Odtąd mężczyzna będzie prawdziwie mężczyzną, a kobieta będzie prawdziwie kobietą, mężczyźni opasani męskością, a kobiety odziane w kobiecość. A jednak będą kroczyć razem, ręka w rękę, ku wznoszącej się przed nimi chwale, każde będąc pomocnikiem i inspiracją dla drugiego.”
Tak Fanvar i Aruah żyli w zadowoleniu pośród obfitości i płodności, wolni od nieszczęść i chorób. Cieszyli się sobą nawzajem i z powodu swoich różnic byli sobie bliżsi.
Aruah przyniosła ze sobą tylko jedną rzecz, gdy przekroczyła mglistą granicę: skarb z Lanevid, klejnot zawarty w księżycowym kielichu, kamień inspiracji ukształtowany przez pragnienia ludzi. Nigdy nie posiadany przez nikogo innego niż córki Aruah, ten właśnie Lengil, Aruah dała Fanvarowi jako swój posag i zastaw czystości oraz wyłączności. Podążała drogami krainy-kolebki, a nie drogami Ziemi.
W Krainie Ogrodu znajdowało się Święte Ogrodzenie, domena Fanvara i Aruah, zakazana dla tych Dzieci Boga, które teraz przybyły w to miejsce. Zawierało ono Kielich Spełnienia, dający każdemu, kto z niego pił, realizację wszystkich rzeczy, do których aspirował. Nikt nie mógł z niego pić, oprócz Fanvara i Aruah. Był tam również Kocioł Nieśmiertelności, zawierający esencję destylowaną z owoców rosnących w ogrodzie, a to chroniło przed śmiertelnymi chorobami.
Aruah urodziła Fanvarowi syna, którego nazwano Rautoki, i córkę, którą nazwano Armena. Każde z nich znało tajemnice magii i drogi gwiazd. W pełni czasu Rautoki ożenił się z córkami Synów Boga i miał dwóch synów, Enanari i Nenduka. To Enanari jako pierwszy nauczył tkania płótna z roślin, a Nenduka był potężnym myśliwym. Armena również wyszła za mąż za jednego z Synów Boga i urodziła syna o imieniu Belenki oraz córki Ananua i Mameta. Ananua znała się na wyrobie garnków i rzeczy z gliny, a Mameta na oswajaniu zwierząt i ptaków.
Nenduka miał dwóch synów, Namtarę i Kainana. Namtara również miał dwóch synów, Nendukę i Dadama, zanim zmarł w pełni męskości. Belenki poślubił Enidvę i miał syna o imieniu Enkidua i córkę o imieniu Estartha, co znaczy Panna Poranka, i stała się ona wielką nauczycielką wśród Dzieci Boga. To była ta Estartha, która stała się pierwszą Dziewicą Księżycową, później zwaną Panią Gwiazdy Porannej. Enkidua miał córkę o imieniu Maeva.
Poza Świętym Ogrodzeniem, zwanym Gisar, ale tworzącym do niego bramę, znajdowała się okrągła struktura z kamieni zwana Gilgal, a w niej była świątynia, w której przechowywano święte naczynie zwane Gwinduiva. Było ono podobne do kielicha i wykonane z tęczowego kryształu oprawionego w złoto z perłami. Nad kielichem pojawiała się migotliwa, księżycowa mgiełka, niczym cienki, zimny płomień.
W pewnych okresach, gdy Niebiosa znajdowały się we właściwej pozycji, Gwinduiva napełniała się księżycową rosą i miksturami z kotła w Świętym Ogrodzeniu, tworząc blady, miodowy płyn, który ludzie pili z kielicha. Jednakże istniały różne proporcje w naczyniu dla tych z krwi Fanvara i Aruah oraz dla tych, którzy byli Dziećmi Boga, ale nie z ich krwi. To eliksir z Gwinduivy chronił przed chorobami i dolegliwościami tych, którzy go pili.
Dadam, Pierwszy Ojciec, poślubił Leithę i mieli syna o imieniu Herthew. Dadam następnie poślubił Maevę, która miała córkę, nie jego, i była to Gwineva, kukułcze dziecię spłodzone przez Abrimenida z Gwarthon, syna Namtenigala, którego nazywamy Lewidem, Mrocznym Ojcem.
Wokół krainy Dzieci Boga rozciągało się pustkowie, gdzie mieszkali Yoslingowie, zwani Dziećmi Zumata, co znaczy Ci, Którzy Dziedziczą Śmierć. Wśród nich Namtenigal, przebiegły myśliwy, był najmądrzejszy i najsprytniejszy; tylko on nie bał się Dzieci Boga i tylko on odważył się wejść do Krainy Ogrodu.
W czasach, gdy nauczała Estartha, Namtenigal często przychodził słuchać jej słów, a Dzieci Boga nie były niezadowolone, albowiem nauczanie dzikich ludzi wokół nich było obowiązkiem, którym zostali obarczeni. Namtenigal brał więc udział w ich obrzędach, ale nie mógł spożywać eliksiru z Gwinduivy, ponieważ było to zabronione. Chociaż dawał on zdrowie i siłę Dzieciom Boga, chroniąc je przed chorobami Yoslingów, jeśli podano go innym, powodował wyniszczenie. Całkowicie zabronione było również, by ktokolwiek z Dzieci Boga łączył się w pary z Yoslingami, gdyż uważano to za najbardziej niewybaczalny z grzechów.
Oto przebiegły wiele nauczył się od Estarthy i w pełni czasu przyprowadził do niej własnego syna, który stał się jak jej syn, mieszkając w jej domu i porzucając zwyczaje swego ludu. Estartha nazwała go Lewidem, Niosącym Światło, albowiem jej zamiarem było, by nauczył się dróg tych, którzy kroczą w świetle, aby z czasem mógł oświecić swój własny lud.
Lewid wyrósł na wysokiego i przystojnego mężczyznę, szybko się uczył i stał się mądry. Był również człowiekiem łowów, silnym i wytrwałym, znanym myśliwym. Lecz bywały chwile, gdy zew jego ludu był silny; wtedy wymykał się ukradkiem w nocy, by oddawać się ich mrocznym rytuałom. W ten sposób poznał drogi ciała i cielesne uciechy.
Dadam został sługą Świętego Ogrodzenia, gdzie mglista zasłona między królestwami mogła być przeniknięta, albowiem wszyscy, którzy mieli krew Aruah, posiadali podwójny wzrok, zdolność widzenia zjaw i ludu sith, ansis i istot duchowych, wszystkich rzeczy z Innego Świata, niejasno, lecz jak przez zasłonę.
Obok miejsca zwanego Gisar znajdował się przyjemny park z drzewami wszelkiego rodzaju i strumieniem, a także gęstwinami kwitnących krzewów i wszelkiego rodzaju bujnie rosnącymi roślinami. Zwyczajem Maevy było wędrowanie tam w słońcu, a Lewid również tam chodził; tak się stało, że spotkali się pośród drzew. Maeva znała tego mężczyznę, ale unikała go w przeszłości, teraz zobaczyła, że jest przystojny, posiadający wiele uroków, więc jej stopa się zatrzymała i nie uciekła.
W miarę upływu dni dłużej spędzali razem czas, a Lewid mówił o rzeczach, których Maeva wcześniej nie słyszała. Czuła poruszenie w swej krwi, ale nie odpowiadała ani nie zważała na jego pokusy z powodu rzeczy, które były zakazane. Lewid udał się więc do Matki Księżycowej, mądrej kobiety Yoslingów, i opowiadając o swoich pragnieniach, błagał ją o pomoc. Matka Księżycowa dała mu dwa jabłka zawierające ohydną substancję, którą wciągnęły przez swoje szypułki; to Lewid dał Maevie, która stała się bezradna w jego rękach.
Spotkali się ponownie po tym, albowiem Maeva zakochała się w Lewidzie, ale zdarzyło się, że zachorowała na dziwną chorobę i przestraszyła się. Wtedy Dadam zachorował, a Lewid również, i Lewid rzekł do kobiety: „Musisz zdobyć czyste esencje z wnętrza Świętego Ogrodzenia, a Setina, Matka Księżycowa, przygotuje eliksir, który nas uleczy”. Powiedział to, ponieważ nikt z jego rodu nigdy nie zdołał zdobyć Świętych Substancji, chociaż zawsze pożądali tego, co było im odmawiane.
Teraz, z powodu jej słabości, kobieta była uległa w jego rękach, a Lewid wykorzystał okazję.
Aby osiągnąć swoje cele, Lewid dał Maevie miksturę przygotowaną przez Matkę Księżycową, a ona podała ją podstępem i oszustwem Dadamowi i tym, którzy z nim byli, tak że zasnęli. Kiedy spali, Maeva ukradła Święte Substancje i zaniosła je Lewidowi, który dał je Matce Księżycowej, a ona przygotowała napar.
Część tego naparu została podana Maevie, a resztę wypili Yoslingowie ze swojego straszliwego ankitalu podczas swoich nocnych obrzędów. Gdy nastał ranek, wszyscy zostali dotknięci dotkliwymi bólami, a zanim słońce zaszło tego dnia, wszyscy Yoslingowie zachorowali na chorobę, jakiej nigdy wcześniej nie znali.
Maeva wzięła to, co jej dano, i znalazłszy Dadama leżącego w łóżku, podała mu napój ze swojego naczynia, chociaż musiała użyć kobiecych sztuczek, by go do tego nakłonić. Wypiła resztę i oboje zasnęli. Ale gdy obudzili się rano, oboje cierpieli na bóle, a to było coś, czego wcześniej nie znali. Dadam rzekł do kobiety:
„Coś ty uczyniła, albowiem to, co się nam przydarzyło, nie mogłoby się stać, chyba że uczyniono rzeczy, które są zakazane.”
Kobieta odpowiedziała: „Panie, zostałam skuszona i upadłam, uczyniłam to, co jest zakazane i niewybaczalne.”
Dadam rzekł:
„Jestem zobowiązany do uczynienia pewnych rzeczy, ale najpierw pójdźmy do Gisar, do miejsca zwanego Bethkelcris, gdzie będę szukał oświecenia.”
Więc poszli tam razem i stanęli przed świątynią pod Drzewem Mądrości. Tam zostali napełnieni napływającą wizją, widząc siebie takimi, jacy byli i jacy powinni być, i zawstydzili się. On, ponieważ nie podążał właściwą ścieżką mężczyzny, a ona z powodu swej fałszywości. Tam, w odbijającej mgle, skażenie kobiety zostało ujawnione, a serce mężczyzny skurczyło się w nim jak kwiat liźnięty płomieniem.
Wtedy ujrzeli wielką Istotę Duchową materializującą się w odbijającej mgle, a ona rzekła do nich:
„Biada wam i waszemu domowi, albowiem największe zło spadło na ród Dzieci Boga i został on zbezczeszczony. Dziedzictwo Kadamhapa jest stracone. Cuchnący wyciek zanieczyszczający kobietę wynika z niekompatybilnego zmieszania, ale to nie wszystko, albowiem choroby i dolegliwości również powstają z fermentów nieczystego wszczepienia.”
Dadam rzekł: „Wina leży po stronie kobiety, dlaczego więc mam cierpieć?” Istota Duchowa odpowiedziała:
„Ponieważ wy dwoje jesteście teraz jak jedno, robaki choroby i dolegliwości uderzają w oboje jednakowo, ale nie zbezcześcicie już tego miejsca. Odtąd mglista zasłona staje się nieprzeniknioną barierą, oddzielającą nasze dwa królestwa od siebie, tak że nie można ich już łatwo przekroczyć. Między nami nie będzie już żadnych środków komunikacji. Odtąd mężczyzna i kobieta, którym pisane jest zjednoczyć się w miłości boskiej, będą podzieleni i rozdzieleni, choć zawsze tęskniący za ponownym zjednoczeniem. Mogą lgnąć do siebie, szukając jedności, która na nowo rozpali płomień, ale jeśli ich wysiłki nie przekroczą ograniczeń rzeczy ziemskich, będą daremne. Duch człowieka jest teraz odcięty od całości i ponownie rzucony w nieświadomość, i on również będzie tęsknił za ponownym zjednoczeniem z całością. Iskra będzie dążyć do powrotu do ognia, albowiem inaczej stanie się niczym. Sieć losu jest na nowo tkana, a ścieżki przeznaczenia na nowo wytyczane, wzór życia jest na nowo rysowany; znowu postęp zaczyna się w niewiedzy, narodzinach i śmierci, bólu i przyjemności, radości i smutku, sukcesie i porażce, miłości i nienawiści, pokoju i wojnie, całym świetle i cieniu, wielu barwach tworzących wspaniale skomplikowany wzór życia na Ziemi. To jest nowy początek, ale początek nie w czystości i bez obciążeń, lecz już obciążony długami i brzemionami.”
Istota Duchowa kontynuowała:
„Dość niegodziwości dokonano przez waszą samowolę i nieposłuszeństwo, albowiem dekrety zakazujące pewnych rzeczy były dla waszego własnego dobra. Nieśmiertelność była prawie w waszym zasięgu, ale gdybyście ją osiągnęli, sprowadzilibyście na siebie i waszych dziedziców jeszcze większe zło, albowiem uwolnieni od służby zmianie, wy i oni nie bylibyście w stanie się rozwijać.”
Dzieci Boga zostały wypędzone z krainy ogrodu przez Istoty Duchowe, a następnie strażnicy zostali postawieni u jej bram, aby nikt nie mógł ponownie wejść. Wtedy została ona wycofana za mglistą zasłonę, wody przestały płynąć, a żyzność odeszła, pozostała tylko pustynia. Dzieci Boga poszły mieszkać w krainie Amanigel, która leży za górami Mashur nad morzem Dalemuna.
Od tego czasu człowiek kształtował swoje własne podobieństwo duchowe. Niektórzy, którzy byli odrażający w wyglądzie nawet dla samych siebie, oddzielili się i zostali miłosiernie zasłonięci w ciemnych głębiach, i mówili między sobą:
„Zamieszkajmy tu w ciemności i przygotujmy miejsce dla innych podobnych do nas, aby, gdy przyjdą za nami, zamieszkali tu i dołączyli do nas.”
Tak powstały Mroczne Regiony, zamieszkane przez demony, które nie są niczym innym jak ohydnie ukształtowanymi duchami złych ludzi.
Te rzeczy zostały zapisane w kronice. W Siboit mówiono, że taki był sposób stworzenia człowieka:
„Bóg zesłał swego stwórczego Ducha Rzemieślnika na Ziemię, a odbicie Jedynego zostało wciągnięte w bezduszne ciało, i to stało się sercem człowieka.”
Oto słowa napisane przez Thonisa z Myry w Ludicii w jego czasach:
„Pytasz mnie, czym jest człowiek, a ja odpowiadam: Jest życiem stającym się świadomym samego siebie. Jest niematerialnym poznającym materialne, Duchem w materii, ogniem w wodzie. Kiedy to się po raz pierwszy stało, nikt nie pamięta i pozostały tylko stare podania ludowe. Był początek, a potem ogród, i to w tym ogrodzie człowiek odnalazł siebie; przedtem nie był wolny, będąc jednym ze wszystkim wokół niego. Ponieważ nie mógł być nieposłuszny, dobro i zło nie mogły istnieć, były nieistniejące.”
„Człowiek stał się wolny dzięki świadomości samego siebie i z tą wiedzą zaprzeczył jakiemukolwiek pokrewieństwu ze zwierzęciem. Ponieważ nie był już w harmonijnym związku z rzeczami Ziemi, stał się niezadowolony, niespełniony i niespokojny; chciał przynależeć, ale czuł, że jego miejsce przynależności nie jest tam. Odrodził się jako człowiek-bóg, i dlatego słusznie się mówi, że człowiek narodził się z Ziemi i Ducha, pod drzewem, symbolem życia, i w ogrodzie.”
„Tam oczy mężczyzny i kobiety otworzyły się i, będąc ponad zwierzętami, wiedzieli, że są inni i oddzieleni od wszystkiego, co oddycha. Oddzielili się, będąc teraz zawstydzeni swoim stanem i obcy sobie nawzajem. Cielesne zaspokojenie niższych stworzeń już nie wystarczało, stracili kontakt ze Źródłem Miłości; ale, choć wiedząc, że czegoś brakuje, nie wiedzieli czego. Upadli w cielesną wiedzę, którą tylko człowiek może znać, albowiem tylko on czuje wyrzut boskości. Zostali usunięci z Ogrodu Zadowolenia przez wdech Boskiej Substancji i nie mogli powrócić z powodu bariery między człowiekiem a nie-człowiekiem.”
Kamelik napisał:
„Spleceni zostali rozdzieleni i od tego dnia nigdy nie zaznali zadowolenia. Błądzą niespokojnie, wciąż dążąc do ponownego zjednoczenia i wspólnego odnalezienia klejnotu, który na zawsze jest stracony dla Ziemi.”
Lupisis napisał:
„Ta pierwsza kobieta, która przybyła z pustki, jest wiecznie uwielbioną Boginią, inspiratorką serc, ideałem kobiecości czczonym przez wszystkich mężczyzn, kapłanką w świątyniach delikatności i czułości. Była idealną kobietą, która, z powodu natury mężczyzny, jest zawsze kuszona przez jego bliźniaczy cień, bestię w jego postaci. Jeśli bestia zwycięży, a ona upadnie, ideał zostaje spowity w całuny rozczarowania, a coś zostaje utracone w sercu mężczyzny.”
Są tam również te słowa:
„Nie spożyli mądrości, a owoc z drzewa poznania jest gorzki. Ludziom odmawia się ich prawdziwego dziedzictwa. Upadek człowieka był upadkiem z miłosnego kontaktu z Bogiem w materialną cielesność. Dusza, która dzieliła świadomość Boga, upadła w nieświadomość, wpadając w sidła materii. Upadek odciął człowieka od źródła jego duchowego pożywienia; odtąd jego wysiłki polegały na walce o powrót. W swoim ślepym poszukiwaniu Boga, po upadku odkrył demony i uznał, że łatwiej jest je czcić niż kontynuować poszukiwania.”
„Bóg zawsze czeka, człowiek musi tylko spojrzeć w górę, ale łatwiej jest schodzić z góry niż się na nią wspinać. Łatwiej jest, by duchowe wierzenia człowieka degenerowały się niż ewoluowały. Kto spośród ludzi zna prawdę i może pisać z pewną wiedzą? Czyż ta pewność nie byłaby sprzeczna z Prawem? Żaden człowiek nie był tam na początku, by widzieć i pisać, ale jednej rzeczy możemy być pewni: Stwarzający Bóg wie jak i dlaczego, i czyż czyny Tak Wielkiego mogłyby być bez celu?”
Maeva uciekła, ratując życie, a wielu krewnych poszło z nią. Lecz Dadam nie mógł podążyć za nią, gdyż leżał powalony chorobą. Rozluźniło to jego język, tak że stał się niekontrolowany, sprawiając, że bełkotał jak dziecko, a choroba pokryła jego ciało czerwonymi wrzodami, z których sączyła się wydzielina. Lewid również odszedł do miejsca daleko na pustkowiu.
Ci, którzy byli z Dadamem i spoglądali wstecz na miejsce ogrodu, widzieli jasne języki światła liżące niebo nad nim, a całość była przepleciona migoczącymi płomieniami w wielu barwach. Ci, którzy próbowali powrócić, byli odpierani przez mrowiący ból na całym ciele, który nasilał się w miarę zbliżania, więc zostali odepchnięci.
Gdy Dadam doszedł do siebie na tyle, by móc stać, pozostało z nim tylko niewielu, i wszyscy przenieśli się dalej w pustkowie, do miejsca, gdzie była woda i pastwiska. Tam Dadam zostawił Herthewa, swego syna, i matkę chłopca, z Habarisem Uczonym, i wyruszył, by odnaleźć Lewida.
Po wielu dniach Dadam i ci z nim natknęli się na Lewida i jego Yoslingów, którzy byli pełni chorób, i zabili wielu z nich, ale Lewid nie został zabity, choć śmiertelnie ranny, i leżał oparty o wielką skałę. Gdy Dadam zbliżył się, Lewid ciężko podniósł ramię i rzekł: „Chwała zwycięzcy i dobroczyńcy, który przybył, by zakończyć naszą nędzę.”
Gdy Dadam stał, surowo go kontemplując, Lewid rzekł:
„Zabić mnie teraz jest twoim prawem, albowiem nawet my, niższe istoty, dalekie od ludzi-bogów, mamy prawo mężowskiej dumy. To, co uczyniłem, było czynione wcześniej i będzie czynione ponownie, ale zbłądziłem, przekraczając nieznaną barierę, której nie można było dostrzec, albowiem my, w sobie samych, nie jesteśmy bardziej zaraźliwi dla siebie nawzajem niż wasz lud. Jeśli więc muszę umrzeć, niech to będzie za mój udział w zrodzeniu robaków choroby, które dotknęły oba nasze ludy.”
„W czasach snu, gdy Wielcy Bogowie walczyli między sobą o panowanie nad przestrzeniami nieba, a szeroka połać Ziemi została rozdarta przez nieziemski ogień, Bemotha została rozcięta przez jasne strzały Szemasa. Wtedy ta kraina została dana mojemu ludowi jako ich panowanie, podczas gdy wasza była w innym, nieziemskim miejscu, daleko stąd. Nasza domena była miejscem przyjemnym i chociaż uczycie, że z tego powodu pozostaliśmy tacy, jacy jesteśmy, byliśmy zadowoleni. Nie znamy wielkiego planu ani żadnych ledwo osiągalnych celów, do których ludzie muszą dążyć. Taka walka, jaką znacie, jest dla nas niczym więcej niż bezcelową udręką.”
„Ja mam mojego Boga, a ty masz swojego, i jak walczyli oni ze sobą dawniej, tak będzie zawsze; ale teraz jest nowe pole bitwy z nowymi wodzami. Ja pójdę na moje wyznaczone miejsce, a ty pójdziesz na swoje, i stamtąd, jako przywódcy walki, będziemy toczyć nieustającą wojnę. Tak jest pisane i musi być, ale kto zdobędzie piękną nagrodę Ziemi dla swego króla? Nie będziemy walczyć maczugami i lancami, kamieniem miotanym i latającą strzałą, lecz bardziej subtelną bronią. To nie jest nasz wybór, jesteśmy tylko zabawkami losu. To, że ty i ja mamy przewodzić walce, nie jest z powodu naszych cech, ale dlatego, że byliśmy tam, gdzie byliśmy, kiedy byliśmy. Teraz jesteśmy tylko dwoma niepewnymi punktami życia na wrogim pustkowiu, ale kim możemy być za sto pokoleń?”
Dadam rzekł:
„Te rzeczy również znam, albowiem moje oczy zawsze były otwarte. Ja również spoglądałem na bezkresną równinę bez horyzontu, ale będę prowadził tych, którzy stali się silni poprzez poszukiwania i dążenie, podczas gdy ci w twoich szeregach będą osłabieni przez oddawanie się rozkoszom ciała i miejscom przyjemności na Ziemi. Jesteśmy wydziedziczonymi, ale nie wyrzuconymi, mamy w sobie nasiona zwycięstwa. Ty i twoi nigdy nie byliście niczym więcej niż jesteście, synami łatwej ścieżki, podążającymi drogą w dół.”
Gdy te rzeczy zostały wypowiedziane, Lewid zmarł, a Dadam i ci z nim spalili jego ciało. Dadam i ci z nim wędrowali po pustkowiu przez wiele dni, a następnie zwrócili się na południe, w kierunku góry. Wtedy zdarzyło się, że pewnego dnia Dadam siedział osobno, w samotności wśród skał, z brodą na piersi, a myśliwy z plemienia Ubalitów podszedł do niego od tyłu. Myśliwy cisnął gładkim kamieniem, gdy mężczyzna się odwrócił, i wybił mu oko. Następnie Ubalita zabił go, rozbijając mu głowę kamieniem.
Myśliwy był synem Ankadury, syna Enanariego, króla Ubalitów, z Urkelah, córką Chaisytów. Wiadomo to, ponieważ ci, którzy byli z Dadamem, wyszli z jałowych miejsc i nauczyli się sztuki budowniczych, stając się wielkimi wśród Ubalitów i wznosząc miasta wzdłuż rzek. Wśród nich był Enkilgal, który zbudował Keridor, stojący między dwiema wielkimi rzekami, oraz Netar i Baletsheramam, którzy nauczyli ludzi sztuki pisania, umieszczając litery na filarze w Herak.
Księga Początków mówi nam, że wszystko zaczęło się od Varkelfy, tam zwanej Awenkelifa, z której wypływa gwinin, energetyzator, który stabilizuje wszystkie rzeczy, aby zachowały swoją właściwą formę, oraz awen, który odpowiada na kształtujące pragnienia. To wszystko dobrze, ale ludzie bardziej troszczą się o początki swojej rasy, a nasza ma swoje korzenie w Herthewie Słonecznolicego, synu Pierwszego Ojca.
Gdy Herthew był jeszcze młody, został wypędzony z żyznych krain, gdzie się urodził, i podróżował przez surowe ziemie w towarzystwie i pod opieką mądrego Habarisa. Po wielu dniach przybyli do Krowkasis, kolebki naszej rasy, krainy gór i rzek, która leży obok Ardis, i rozbili tam obóz w dolinie. Z nimi byli słudzy i stada.
Herthew dorósł tam do męskości, a Habaris zawsze był u jego boku, ucząc go wszystkiego, co powinien wiedzieć. Nauczył Herthewa Dziewięciu podstawowych dyscyplin Imain i tajemnic trzech świętych naczyń. Herthew dowiedział się, że istnieje miejsce mroku, gdzie powietrze było nieczyste, a cuchnące wiatry niosły zarazę i trujące cząstki.
To było źródło wszelkich chorób i dolegliwości oraz rzeczy, które powodują gnicie i rozkład. To miejsce zostało odcięte od Ziemi, gdyż istniało w innym królestwie, poza zasięgiem śmiertelników; ale zostało dostrojone do Ziemi, gdy dokonano zakazanego czynu. W ten sposób ciała śmiertelników stały się podatne na wpływy z tego złowrogiego miejsca.
Do tego i podobnych części Innego Świata źli byliby przyciągani, gdy przechodzili przez ponure bramy śmierci. Lecz Habaris nauczał innej koncepcji zła, w której brak wysiłku, lenistwo i obojętność na obowiązki, wybieranie łatwej ścieżki, były równie złe jak rzeczywiste czyny niegodziwości. Nauczał, że ludzie osiągają prawdziwy cel życia, przemieniając żądzę w prawdziwą miłość. Że prawdziwe zwycięstwo odnosi się tylko nad pokonanymi ciałami swoich zwyciężonych namiętności i niższych jaźni.
Te i wiele innych rzeczy nauczał Habaris, ale wiele z jego nauk nie podobało się ludowi Krowkasis, który był wtedy taki, jaki był, zanim przodek Herthewa został zabrany. Habaris ukrywał więc przed nimi wiele rzeczy i nauczał, poprzez proste opowieści, rzeczy mieszczących się w ich rozumieniu. Nauczał ich tajemnic dotyczących koła lat i podzielił rok na połowę letnią i połowę zimową, z wielkim rocznym cyklem pięćdziesięciu dwóch lat, z których sto cztery stanowiły cykl Niszczyciela. Dał im Prawa Dobrobytu i Niedoli i ustanowił ludowe święta dożynek i siewów. Nauczył ich rytuału Ulisidui.
Lecz Habaris instruował Herthewa w drogach Innego Świata. Nauczał go o trzech promieniach z centralnego, niewidzialnego słońca, które manifestują wszystkie rzeczy, podtrzymując je w stabilności formy. Także o Nadduszy, która wypełniała wszystko w stworzeniu, jak Dusza-Ja wypełniała śmiertelne ciało.
Ta Dusza-Ja, jak twierdził, rozwijałaby się ze śmiertelnej wrażliwości i uczuć przemienionych w boską wrażliwość i uczucia, poprzez tłumienie niższych instynktów w śmiertelnikach. Była wzmacniana przez rozwój uczuć miłości między mężczyzną a kobietą oraz między nimi a ich krewnymi; przez docenianie piękna i oddanie obowiązkom; przez rozwój wszystkich cech, które należą do ludzi, a nie do zwierząt.
Herthew dowiedział się, że Dusza-Ja jest ożywiana przez substancje duszy wypływające z Bóstwa. Że silna dusza jest przemieniana i kształtowana zgodnie z pragnieniem duszy, ale słaba dusza nie jest swoim własnym panem; jest wiotka, niestabilna i jest wciągana w stan zniekształcenia przez własne wady. W życiu pozagrobowym panuje bezgraniczna radość z wejścia szlachetnej duszy; będzie ona jaśnieć blaskiem i dumnie się wyróżniać. Nędzna dusza niegodziwca jest matowa, poskręcana i szara, i, będąc przyciągana do swego zgodnego stanu, kurczy się w ciemne miejsca.
Gdy Herthew ledwo przekroczył próg męskości, czarnobrodzi włócznicy zaczęli najeżdżać granice Krowkasis, a Idalvar, król tego kraju, zebrał swoich wojowników, a gdy wieść dotarła do Herthewa, przygotował się do wyruszenia. Lecz Habaris kazał mu chwilę poczekać, albowiem był nieprzygotowany do bitwy. Wtedy Habaris przygotował dziwny ogień z kamieni, niepodobny do żadnego ognia widzianego wcześniej, a gdy płonął nisko, wyciągnął to, co nazywa się „dzieckiem zielonego płomienia” i wykuł je, tak że stało się ostrzem.
Dopasował je do rogatej rękojeści, a gdy zostało naostrzone i skrwawione, dał je Herthewowi, mówiąc: „Oto Dislana Ostrotnąca, wierna służebnica tego, który uderza mocno i celnie”. Potem zrobił tarczę z wikliny pokrytej wołową skórą i czapkę ze skóry, która opadała na twarz i szyję. Tak wyposażony Herthew udał się do obozu Idalvara, zabierając ze sobą ośmiu wojowników.
W tamtych czasach ludzie walczyli ręcznie rzucanymi oszczepami i maczugami, ciskali kamieniami i obciążonymi kijami zaostrzonymi w ogniu, ale nie zbliżali się do siebie w zwarciu. Gdy więc Idalvar zobaczył bojowe ostrze Herthewa, zdziwił się i przekraczało to jego rozumienie; ale gdy zobaczył, jak Herthew zbliża się do linii bitwy, a wróg pada przed nim, był zdumiony. Żaden człowiek z otoczenia króla nie rozumiał tworzenia takiej broni, potomstwa ognia i kamienia, ale Habaris stworzył inne, a Herthew stał się prawą ręką króla i pierwszym bohaterem Szlachetnej Rasy. Król ofiarował Herthewowi rękę swojej córki w małżeństwie, ale Herthew odmówił, mówiąc: „Dni mojej męskości nie są jeszcze dopełnione”.
Gdy minęły dni pełne wojny, Herthew wycofał się do miejsca, gdzie Habaris tworzył jasne ostrza bojowe, a już nauczył tajemnic ich tworzenia innych, pieczętując ich usta magią. Lecz Herthew mniej troszczył się o broń wojenną niż o tajemnice życia i bitwy Ducha nękanego przez śmiertelność. Więc podczas gdy jego rzemieślnicy wyciągali jasne ostrza z kamieni-gromów, Habaris nauczał Herthewa i jego braci wojennych, a oto rzeczy, których nauczyli się z jego ust:
„Poza Bogiem istnieje Absolut, którego żaden człowiek nie powinien próbować zrozumieć, albowiem istnieje on i zawsze istniał w stanie poza skończonym pojmowaniem człowieka. To z tego Absolutu został zrodzony Bóg, Ostateczność we wszystkich Doskonałościach.”
„Aby tworzyć, Bóg najpierw zwizualizował w myśli, a następnie wyprodukował wypływającą falę mocy, która, w pewnym sensie, zestaliła to, co można by nazwać kamieniami budulcowymi. Wypływająca moc wyprodukowała również Niebiański Hymn, który połączył kamienie budulcowe w harmonijne formy. Dlatego słusznie się mówi, że całe stworzenie jest harfą Boga i odpowiada na Jego pieśń i manipulacje. Jest to wieczne rozwijanie się. Głos Boga można również usłyszeć w głosie Jego pięknej córki, która obdarza wszystkie rosnące rzeczy życiem i pięknem.”
„W stworzeniu istnieje boski cel, który może być znany tylko nielicznym; ta wiedza jest kluczem do wszystkich pytań bez odpowiedzi. Zdobycie jej jest jak odsunięcie ciężkich zasłon, które trzymały pokój w mrocznym półmroku, tak że wszystkie rzeczy nagle stają się jasne i wyraźne. Ten, kto zdobędzie tę wiedzę, zna Wielką Tajemnicę, odpowiedź na zagadkę wieków, i wie ponad wszelką wątpliwość. Ten boski cel i boska tajemnica z nim związana nazywa się Gwenkelva.”
„Oprócz Gwenkelvy Bóg nie zyskuje niczego ze Swego stworzenia, z wyjątkiem tego, że jako Istota posiadająca nieskończoną miłość i dobroć, musi mieć coś, co przyjmie dar miłości i na niego odpowie. Nawet wśród śmiertelnych istot, któż mógłby znaleźć satysfakcjonujące spełnienie w miłości własnej? Potrzebował również czegoś, za pomocą czego mógłby się skontraktować, jakiegoś medium, w którym mógłby działać, a tym jest stworzenie.”
„Stworzenie jest również, dla śmiertelników, szkołą życia. Poligonem dla Boskości. Istnieją Trzy Kręgi Rzeczywistości, trzy królestwa, trzy etapy istnienia. Są to: Niebo, gdzie doskonałość zwizualizowana na Ziemi może być zrealizowana, a pragnienia i ideały zmaterializowane; gdzie ciężko wypracowane aspiracje są osiągane; jest to miejsce, gdzie cały właściwie rozwinięty potencjał duchowy ukryty w człowieku osiąga dojrzałość i spełnienie. Ziemia, miejsce treningu, rozwoju i przygotowania, pole bitwy, gdzie ludzie odkrywają swoją prawdziwą naturę w obliczu wyzwań, konkursów i sporów życia; gdzie konkurencja i kontrowersje są regułą. To tutaj cele i zadania są poczęte i przemyślane do późniejszej realizacji we właściwym miejscu. Jest to punkt wyjścia, początek podróży; to tutaj trzeba mądrze wybrać właściwą drogę. Następnie jest Królestwo Mglistego Horyzontu, miejsce pośrednie, miejsce duchów, gdzie ci z góry mogą komunikować się z tymi z dołu i gdzie wolne duchy wędrują w swoich ograniczeniach.”
Te rzeczy, których Habaris nauczał w tamtych odległych dniach, zostały przepisane w przekazie, aby odpowiadały naszemu rozumieniu, ale niemądrze jest je głosić w tych trudnych czasach, gdy słowa stają się sidłami, by schwytać nieostrożnych.
Oto Idalvar zapragnął poznać tajemnicę jasnego ostrza rodzącego kamienie-gromy, ale żaden człowiek, który przybył z Habarisem lub pracował dla niego, nie chciał zdradzić żadnej jego części, a król bał się poddać ich próbie. Tak więc, przemyślawszy sprawę, król posłał po swoje córki i powiedział im, czego od nich oczekuje, albowiem wymyślił plan, by poznać tajemnicę.
Następnie wysłał zaproszenie do Herthewa i Habarisa. Gdy przybyli do obozu króla, zastali wielkie zgromadzenie na ich cześć, a córki króla były im przychylne, jedna uśmiechała się do Herthewa, a druga do Habarisa, który był w wieku siwizny. Choć na początku Habaris był obojętny i ją nużył, córka króla schlebiała mu, zachęcając nawet do jego szaleństw, starając się oczarować go swoim dowcipem i urodą.
Nie minęło wiele czasu, zanim jej kobiece sztuczki usidliły serce Habarisa, i chociaż był już prawie gotów do wyjawienia tajemnic, wysiłki dziewczyny wyczerpały ją, a gra stała się nużąca, więc nadszedł wieczór, kiedy nie mogła znieść jego towarzystwa. Pośrodku zabawy, gdy misy z piwem krążyły wielokrotnie, a dźwięk pieśni i opowieści był u szczytu, wymknęła się z młodym wojownikiem, który służył jej ojcu. Wielu, którzy siedzieli na ławach, widziało to i szeptali do siebie, kiwając głowami ze zrozumieniem w kierunku Habarisa, który nie był tego nieświadomy, chociaż wydawało się, że wypił do syta.
Habaris pokochał młodą kobietę, więc jego serce zostało boleśnie zranione, ale w głębi duszy wiedział, że drzewo Zimowej Miłości rodzi tylko owoce Zimy. A jednak usprawiedliwiał ją przed samym sobą, myśląc, że być może było to tylko dziewczęce zachowanie, nie mające większej wagi niż unoszące się piórko, nic poważnego, albowiem prawdą jest, że zabawa była bardziej odpowiednia dla natury mężczyzn niż kobiet. Może, pomyślał, to tylko niewinna niedyskrecja.
Gdy więc dzień dobiegł końca, a ci, którzy się bawili, ciężko zabrali się do swoich zadań, Habaris zbliżył się do króla i poprosił o rękę jego córki. Rzekł:
„Twoja córka Klara zachwyciła mnie swoimi uroczymi manierami, oczarowała mnie swoją radością i urodą; okazywała wielką przyjemność w moim towarzystwie, z pewnością nie odczytałem źle znaków.”
Król nie był zbyt zadowolony, albowiem chociaż bardzo pragnął poznać tajemnicę jasnego ostrza, nie zamierzał oddawać ręki swojej córki Habarisowi, ale też nie chciał go urazić. Dlatego był ostrożny w odpowiedzi, mówiąc: „Jest zwyczajem, że każdy zalotnik o rękę wysoko urodzonej kobiety sam jest wysoko urodzony i godnie zaprawiony w boju. Jednak moje uczucie do ciebie jest tak wielkie, że nie pozwoliłbym, by nawet zwyczaj stał się przeszkodą w tym małżeństwie, a być może jesteś człowiekiem zaprawionym w boju wśród swojego ludu.”
„Lecz nie wchodźmy w to lekkomyślnie, albowiem dziewczyna jest jeszcze młoda i dobrze by było, gdybyś zyskał jej przychylność. Będzie zaiste godną żoną, albowiem jest osobą, która zawsze jest gotowa się uczyć, osobą o dociekliwym umyśle. Nic nie sprawia jej większej przyjemności niż zdobywanie wiedzy.” Tak więc sprawa została odłożona.
Oto kilka dni później Idalvar i jego orszak, w towarzystwie Herthewa i Habarisa, udali się na miejsce zgromadzeń ludowych, oddalone o jakieś pięć dni podróży. Ludzie zwykli spotykać się tu co trzynaście księżyców, aby świętować porę owocowania, a wielu przybywało z daleka. Obok miejsca zgromadzeń znajdowała się posiadłość znanego wieszcza i czarnoksiężnika zwanego Gwidonem, który w pełni księżyca trzeciej nocy przepowiadał wydarzenia na nadchodzący rok.
Idalvar i ci, którzy z nim byli, złożyli swoje dary i zajęli miejsca przed posiadłością. Wkrótce wyszedł Gwidon, odziany w skóry dzikich psów, z rogatą koroną i laską z czaszką. Usiadł przed małym ogniem, do którego wrzucał ingrediencje, tworząc chmurę dymu, która go całkowicie otoczyła. Gdy dym się rozwiał, wydawało się, że śpi, ale po chwili podniósł głowę, a następnie, podnosząc się, zaczął przepowiadać.
Mówił przez chwilę o drobnych sprawach, a potem opowiedział o niebezpieczeństwach grożących ludowi ze strony wrogów, którzy mieli nadejść z Ziem Północnych. Przepowiedział wielki rozlew krwi, mówiąc ludziom, że mogą zostać ocaleni przez wielkiego wodza wojennego, króla znającego tajemnicę jasnego ostrza, samego władającego jednym z nich. Wezwał lud, by się ożywił i przygotował, nie tracąc czasu na znalezienie swego przywódcy.
Żaden człowiek spośród ludu nie znał tajemnic jasnego ostrza, oprócz Habarisa, ale on nie był człowiekiem bitwy, a Herthew nie był wśród nich wysoko urodzony. Tak więc, chociaż długo rozmawiali, rozmawiali w plątaninie, nie rozwiązując problemu. Zdecydowano więc, że każdy pójdzie swoją drogą, ale spotkają się ponownie w tym samym miejscu przy następnej pełni księżyca, kiedy Gwidon będzie mógł pomóc w ich decyzji.
Gdy Idalvar wrócił do swojego obozu, nie wahał się już co do małżeństwa swojej córki, nakazując, by odbyło się ono natychmiast. Ale zastrzegł, że Habaris musi natychmiast wtajemniczyć go i jego synów w tajemnice jasnego ostrza. Gdy to uzgodniono, rozpoczęto przygotowania do ślubu.
Habaris i Klara pobrali się, a Idalvar i jego synowie zostali częściowo wtajemniczeni w tajemnice jasnego ostrza, albowiem królowi powiedziano, że ukończenie wtajemniczenia zajmie trochę czasu. Gdy więc następnym razem udali się na miejsce spotkania, Idalvar został ogłoszony wodzem wojennym, a jego synowie mieli po nim następować według wieku, gdyby poległ w bitwie. Ale Habaris rozmawiał z Gwidonem w tajemnicy i sprawy zostały tak zaaranżowane, że gdyby synowie Idalvara polegli, wówczas Herthew zostałby wodzem bitewnym.
Król i ci z nim wrócili do swojej posiadłości, gdzie mieli przygotowywać wojowników, ale Herthew miał wrócić na miejsce zgromadzeń i tam szkolić wojowników w taktyce bitewnej, która prowadziła ich do starcia w pierwszej linii.
Oto w noc poślubną, gdy udali się do swojej komnaty, Klara wybuchnęła płaczem i upadła, płacząc z głową na kolanach Habarisa, wyznając, że nie jest dziewicą i oszukała go, błagając o przebaczenie. Habaris podniósł ją i rzekł: „Nawet najmądrzejszy z ludzi staje się głupcem, gdy jego serce zaślepia go na rozum. Im starszy głupiec, tym większy głupiec.”
Nie pytał jej o miłość, albowiem wiedział, że nie mogła kochać i go oszukiwać; oddała swoje serce, a wraz z nim swoje dziewictwo innemu. A jednak usprawiedliwiał ją przed sobą, myśląc, że nie oszukała go umyślnie, lecz działała z obowiązku wobec ojca. Ponadto, prawdziwie kochając kogoś i pragnąc okazać tę miłość, musiała poświęcić szczęście i zadowolenie, szacunek do siebie przyszłego męża; wybór należał do niej. Zawsze tak jest. Habaris zapytał, czy jej ojciec wiedział, jak się sprawy mają, a ona odpowiedziała: „Podejrzewał, czyż nie jestem jego córką?” W ten sposób Habaris znalazł się związany z niekochającą żoną, albowiem zdecydował się zignorować zwyczaj ludu. Zastanawiał się, czy będzie ona również nieobowiązkową i niewierną?
Kobieta zachowuje się dla swojego męża, albo nie, zgodnie ze swoim kryterium małżeństwa. Kobieta zachowana dla małżeństwa jest mało prawdopodobne, by była niewierna; kobieta łatwo dostępna przed ślubem jest nie mniej osiągalna po nim, albowiem jeśli mówi, że miłość jest kryterium, to mierzy czymś niestandaryzowanym, co może w przenośni wahać się od cala do mili. Mężczyzna deklarujący swoją miłość może mieć na myśli uwiedzenie lub całe życie opiekuńczego oddania, propozycja małżeństwa określa różnicę i ustala intencję.
Po ślubie król niewiele troszczył się o Habarisa, albowiem trzymał młodego wojownika Klary w swoim orszaku, podczas gdy powinien był go wysłać gdzie indziej. Klara również nie zachowywała powściągliwości i decorum, które nobilituje stan małżeński, z wyjątkiem ich zewnętrznych przejawów, które są niczym więcej niż zwodniczą skorupą ukrywającą zanieczyszczoną miłość pod spodem. W ten sposób Habaris znosił wstyd upokorzenia w oczach ludzi, albowiem Klara była potajemnie niewierna.
Habaris odwiedził Herthewa, a po powrocie powiedział królowi, że on i jego synowie otrzymają teraz ostateczne wtajemniczenie. Tak więc, przygotowawszy się, wyruszyli w towarzystwie Klary do miejsca kamieni-gromów, którym była głęboko rozcięta góra, w której znajdowała się duża jaskinia, z której wypływała rzeka. Wchodząc do jaskini, Habaris powiedział tym, którzy z nim byli, by zaczekali tam, gdzie są, albowiem tylko Idalvar, jego synowie i Klara mieli towarzyszyć mu do miejsca wtajemniczenia, małej jaskini, do której wchodziło się przez długi, wąski korytarz zamknięty ciężkimi drzwiami i oświetlony już przygotowanym ogniem, ogniem, który palił się powoli niebieskim płomieniem.
Gdy minął pewien czas, ci, którzy czekali na zewnątrz, zaniepokoili się, ale minęło wiele czasu, zanim zbliżyli się do drzwi, a gdy to zrobili, ich gardła zostały ściśnięte, więc przestraszyli się i uciekli, a jeden z nich zmarł. Wtedy ci, którzy znali tajemnice kamieni-gromów, przyszli i oczyścili drogę, a wszyscy w jaskini zostali znalezieni martwi. Habaris uczynił to, co należało uczynić, albowiem chociaż dobrze jest, by ludzie podporządkowywali się prawom ludzi, istnieje nadprawo, według którego ludzie, którzy są ludźmi, powinni żyć i które czasami nakazuje im umrzeć.
Herthew poślubił córkę Idalvara i mieli syna, który zmarł w siódmym roku życia. Córka Idalvara zmarła przy porodzie. Najeźdźcy przybyli i zostali pokonani z wielką rzezią, a Herthew został pierwszym królem nad całym ludem Krowkasis.
Maeva, niegdyś żona Dadama, znalazła schronienie wśród ludu Ardis, gdzie urodziła Gwinevę, Kukułcze Dziecię, ale gdy dziecko rosło, zauważono, że ma rude włosy. Chociaż wszyscy wiedzieli, że są ludzie o jasnych i ciemnych włosach, nikt nigdy nie widział nikogo z rudymi włosami. Ponadto, w Ardis pojawiły się dziwne choroby, za które obwiniano obcych; dlatego z powodu tych rzeczy Maeva i jej dziecko zostały wypędzone.
Przybyli nad staw blisko granicy Krowkasis i zbudowali siedzibę z trzciny, mieszkając tam przez wiele lat. Jednakże Maeva została zabita przez dzikie zwierzę, a Gwineva została sama, ale wiele nauczyła się od duchów opiekuńczych, które do niej przychodziły, i tak stała się czarodziejką.
Czas mijał, a pół-ludzie zwani Yoslingami zaczęli gromadzić się wokół jej siedziby, i myśleli, że jest Boginią i oddawali jej cześć. Gdy jej sława rosła, wieść o dziwnej kobiecie dotarła do Herthewa, więc wysłał ludzi, by się o niej dowiedzieli i zdali mu relację. Gwineva wiedziała o Herthewie, ale on nie wiedział, kim ona jest, ani że jakiekolwiek dziecko Maevy żyje. Gdy Herthew usłyszał raport, był zaintrygowany i wysłał ludzi, by ją do niego eskortowali, a ona przybyła na jego prośbę.
Wprowadzili ją przed jego oblicze, odzianą w płaszcz z piór i szatę z jeleniej skóry, jej włosy nie były zaplecione jak u innych kobiet, opadając poza płaszczem prawie do kolan. Był zdumiony kaskadą rudych włosów, a jego serce poruszyła jej uroda.
Herthew dał Gwinevie komnatę i służbę, ale wolała, by służyli jej Yoslingowie, których ludzie wokół Herthewa gardzili. Plotkowali o dziwnej kobiecie, albowiem widziano, że mężczyźni Yoslingów swobodnie wchodzili do jej komnaty, a jednak jej postawa była skromna i dziewczęca, a Yoslingowie okazywali jej wszelki szacunek.
Był to czas owocowania, i gdy Herthew udał się na miejsce zgromadzeń, zabrał ze sobą Gwinevę, ale Yoslingów nie można było tam zabrać. Zostali więc z tyłu, ale ludzie ich usunęli. Gdy przybyli na miejsce zgromadzeń i Gwidon zobaczył Gwinevę, był zaskoczony, albowiem widział taką kobietę w pociemniałych wodach; ale powitał ją i był zdziwiony jej mądrością i umiejętnościami w czarach.
Gdy nadszedł czas, by Gwidon przepowiadał, a wszyscy, którzy przyszli go słuchać, zebrali się wokół, zaniepokoili się, albowiem jego pojawienie się opóźniało, a księżyc zaczął znikać, pożerany przez czerń nocy. Wtedy, gdy zaczęli się przepychać i uciekać, rozległ się wielki okrzyk i pojawił się Gwidon; a gdy to uczynił, po obu jego stronach wybuchł wielki ogień. Ludzie pozostali, albowiem każdy był przykuty do miejsca, w którym stał.
Gwidon mówił długo, mówiąc im, że znak na nocnym niebie zwiastuje nową erę. Że tak jak księżyc znów rośnie w jasności, tak ich rasa ma stać się silna i prężna, rozprzestrzeniając się szeroko po powierzchni Ziemi, pędząc przed sobą niższe rasy. Że syn Herthewa poprowadzi ich synów z Krowkasis, a jego synowie i ich synowie będą kontynuować wędrówkę na zachód, w kierunku Hesperis, co znaczy Kraina Duchów. Że tam spotkają swoje ostateczne przeznaczenie. Powiedział im, że będzie wielki rozlew krwi, gdy brat będzie walczył z bratem, a ojciec z synem, ale że to będzie sadzenie centralnego słupa, wokół którego zostanie utkana rama dla struktury ich rasy. Rzekł: „Pójdę przed awangardą w duchu.”
Później Herthew poprosił Gwidona, by rzucił wróżebne patyki i odczytał popioły, gdyż chciał dowiedzieć się rzeczy dotyczących Gwinevy. Gwidon to uczynił, mówiąc mu, że jest jego przeznaczoną, przeznaczoną na żonę; że jest zaiste prawdziwą dziewicą i nie zostanie oszukany. Rzekł: „Ona postępuje tak, jak postępuje, z niewinności, a nie z zuchwałości.” Ale to, co Gwidon powiedział Herthewowi, było niczym więcej niż ziarnem w worku zboża pośród wszystkiego, co wiedział i widział.
Gdy Herthew wrócił do swojej siedziby, zalecał się do Gwinevy i poprosił ją, by za niego wyszła, a ona zgodziła się to uczynić po roku. Ludzie, słysząc, co zamierzano, byli niezadowoleni i szeptali przeciwko małżeństwu, mówiąc, że nie przystoi ich królowi poślubić czarodziejkę i osobę tak dziwną na wiele sposobów. Ponadto istniał zwyczaj zakazujący mieszania krwi, ale nie było wątpliwości co do tego, kim ona jest, niektórzy myśleli, że jest osobą, którą można zaakceptować.
Gwineva nie była krewną Herthewa, więc ponieważ małżeństwo nie byłoby kazirodcze, Gwineva postanowiła nic nie mówić o ich pokrewieństwie, albowiem była w nim zakochana, a miłość zawsze jest gotowa do usprawiedliwień. A jednak, mimo swej wiedzy i mądrości, jej serce było pełne lęków z powodu jej pochodzenia, ale nie okazywała żadnych swoich niepokojów. Nie czuła się swobodnie wśród ludzi, ale nigdy nie prosiła, by Yoslingom pozwolono wrócić. Starała się stać akceptowalną, opiekując się chorymi ziołami i lekarstwami, ale im więcej leczyła i uzdrawiała, tym bardziej ludzie się jej bali, a bojąc się, unikali jej, chyba że byli w wielkiej potrzebie jej pomocy.
Jednak Herthew pozostał niezłomny w swoim postanowieniu poślubienia jej, chociaż wielu radziło, że gdyby po prostu wziął Gwinevę jako konkubinę lub jako coś mniej niż żonę, byłoby to bardziej akceptowalne. Mówili:
„Nikt nie sprzeciwiłby się, gdyby była traktowana jak kobieta bez statusu, bądź z nią, ale nie żeń się, albowiem małżeństwo nadałoby jej nadmierny status, a czy małżeństwo jest tak konieczne? Czy mądry człowiek kupuje ciasto, którego może swobodnie jeść o każdej porze?”
Takie powiedzenia rozwścieczyły Herthewa, albowiem wiedział, że Gwineva jest kobietą zachowaną dla małżeństwa, i próbował to powiedzieć ludziom, ale oni się śmiali, mówiąc: „Oczarowała cię, poddaj ją próbie.”
Lecz on odpowiedział:
„To jest niegodne, albowiem pokazuje wątpliwość i nieufność; dziewica jest dziewicą, czy to nazwana tak przez róg, czy różdżkę, i pozostaje nią bez względu na domysły ludzi o cielesnych umysłach, którzy są bardziej zaznajomieni z kobietami o niższej reputacji.”
Jednak to, czy zakaz małżeństwa miał zastosowanie, wciąż było rzeczą wątpliwą w umysłach wielu, albowiem nikt nie znał rodowodu Gwinevy, ani ona nikogo nie oświeciła, chociaż zwyczajem było recytowanie go podczas zaręczyn. Ale Herthew i Gwineva pozostali niezaręczeni, chociaż nadchodzące małżeństwo zostało ogłoszone.
Oto siostrzeńcy i krewni Idalvara siali ziarna niezgody wśród ludu, a ponieważ był to czas pokoju, kiedy umiejętności wodza wojennego nie były potrzebne, wielu słuchało ich słów. Tak więc doszło do tego, że byli ci za Herthewem i ci przeciwko niemu. Wtedy Herthew rzekł do ludu: „Niech to nie będzie coś, co dzieli ludzi, ale coś, co można rozstrzygnąć na następnym święcie ludowym.”
Czas siewu minął, ale nie nadszedł jeszcze czas żniw, a młodzi mężczyźni urządzali zawody w rzucaniu oszczepem i sprawdzali się w wielu męskich umiejętnościach. W takich chwilach, siedząc na platformie przy palisadzie, Herthew wydawał sądy i przyznawał zasługi. Wewnątrz palisady znajdował się chodnik i miejsca, z których można było ciskać wielkie kamienie, i z jednego takiego miejsca nadleciała mordercza broń, która przecięła głowę Herthewa, by przebić ramię jego tarczy, powalając go na ziemię. Natychmiast powstał wielki zgiełk i zamieszanie, wybuchły walki i zginęli ludzie, ale Herthew został zaniesiony w bezpieczne miejsce do komnaty Gwinevy. Tam był chroniony przez swoich sług, ale wewnątrz palisady wszystko zostało przejęte przez wrogów Herthewa.
Przed tchórzliwym ciosem zwolennicy Herthewa byli liczniejsi i potężniejsi, ale po tym, jak został tak ciężko ranny, było ich mniej, a z tych wielu było skłonnych do wahania, albowiem taka jest natura człowieka. Ale w przeciwieństwie do słabych trzcin, które się wahały, ci, którzy pozostali lojalni, byli zdecydowani, albowiem i to jest natura człowieka.
Oto, gdy Gwineva i mędrcy opiekowali się Herthewem, zobaczyli, że chociaż ramię tarczy zostało zranione, nie było bez czucia, albowiem chwyciło dłoń Gwinevy, ale ramię miecza nie mogło tego uczynić, chociaż było nietknięte. Dlatego wiedzieli, że mordercza broń została zaklęta i żadna kobieta nie mogła usunąć takiego zaklęcia, ani mędrcy, albowiem nie byli zaprawieni w boju. W następnych dniach zaklęcie spowodowało, że demony weszły przez ranę i zamieszkały w niej, więc Herthew był dręczony, a jego ciało udręczone, zanim zapadł w ciszę, która poprzedza śmierć. Demony znieważały Gwinevę i nazywały ją plugawymi imionami, i wołały głośno przeciwko ludziom, aby opuścili swego króla.
Miejsce, gdzie leżał Herthew, znajdowało się blisko jeziora, a na jeziorze była wyspa zwana Inskris, co znaczy Wyspa Umarłych, gdzie zabierano tych, którzy mieli umrzeć, a także zmarłych, zanim zostali oddani wodom. Albowiem ludzie wierzyli, że ci oddani jezioru od razu wchodzili w świadomość w Innym Świecie, podczas gdy każdy pochowany na lądzie był tylko w połowie świadomy po przybyciu i pozostawał w połowie przebudzony i w połowie uśpiony przez wiele lat. Więc ci lojalni wobec Herthewa zanieśli go do łodzi i towarzyszyli jemu i Gwinevie na Wyspę, i nie byli niepokojeni, albowiem nikt nie przeszkadzał tym, którzy opłakiwali zmarłych. Na wyspie byli kapłani i dziewięć świętych dziewic, które zajmowały się obrzędami, podczas gdy inne kobiety opiekowały się nowo zmarłymi, ale Herthew był martwy, choć w połowie drogi przez próg.
Gdy Herthew przybył, został umieszczony w hospicjum, gdzie opiekowała się nim Gwineva. Gwidon otworzył czaszkę Herthewa tam, gdzie została rozcięta, i wypuścił demona, który tam zamieszkał, i uwarzył potężne mikstury, które usunęły zaklęcie. Gdy po wielu dniach odszedł, Herthew nie był już u progu śmierci, choć słaby i pod wieloma względami jak dziecko.
Podczas gdy Herthew leżał tak ciężko chory, krewni Idalvara spierali się między sobą, co prowadziło do walk i bitew. Ale nikt nie zbliżał się do wyspy, by skrzywdzić Herthewa, ponieważ było to święte miejsce i dawało mu schronienie. Gdy nadszedł czas święta ludowego, na miejscu zgromadzeń doszło do wielkiej bitwy, a Gwidon został zabity. Nadszedł dzień, gdy Herthew, choć wciąż nie w pełni sił, mógł się poruszać, a wtedy on i Gwineva odeszli z tymi, którzy z nimi pozostali. Pobrali się przed opuszczeniem swojej wyspy schronienia.
Uciekli do odległego miejsca, gdzie w miarę upływu lat Herthew znów odzyskał pełnię sił, a Gwineva urodziła synów i córki. Było to dobre miejsce, żyzne i dobrze nawodnione, więc dobrze im się wiodło. Ale nadszedł czas suszy, kiedy wody wyschły, a ich stada padły. Herthew wysłał więc ludzi do Krowkasis, a ci wrócili, mówiąc, że tam również ziemia jest dotknięta klęską, a ludzie w niedostatku. Wysłał również innych na Zachód, a oni wrócili, mówiąc, że tam ziemia nie jest dotknięta klęską, ale ludzie nie przyjmą ich inaczej niż włóczniami.
Herthew wysłał wtedy ludzi z powrotem do Krowkasis, by opowiedzieli tamtejszemu ludowi o obfitości, która leży na Zachodzie, a oni wrócili z oddziałem wojennym prowadzonym przez Itilisa, a wielu ludzi poszło za nimi. Herthew nie mógł już nosić broni, a jego synowie byli jeszcze młodzi i niezaprawieni w boju. Dlatego oddał swoich dwóch synów, którzy byli w odpowiednim wieku, pod opiekę Ithilisa, aby mogli nauczyć się sztuki wojennej, a oni lojalnie za nim podążali, stając się mężami walecznymi w konflikcie, który nastąpił. Wielu ludzi opuściło Krowkasis i osiedliło się w krainie leżącej na Zachodzie, a Herthew i Gwineva również tam zamieszkali.
Czas mijał, a Herthew stał się znany ze swej mądrości, a Ithilis, król Aranii, uhonorował go ziemiami i sługami. Dwaj synowie Herthewa, którzy podążali za królem i byli bliźniakami, poślubili dwie najstarsze córki króla, które również były bliźniaczkami. To spowodowało problemy, albowiem król, chociaż miał trzy żony, był bezdzietny, dlatego bliźniaczy synowie Herthewa stali się jego dziedzicami.
Król był zakłopotany, albowiem dwaj mężczyźni nie mogli rządzić razem, a obaj byli równego stanu w jego oczach. A jednak obowiązkiem króla było wyznaczyć swego dziedzica i ogłosić go ludowi, aby nie było podziału po jego śmierci. Dlatego Ithilis skonsultował się z Herthewem, jak należy dokonać osądu, a Herthew rzekł: „Niech los zadecyduje, kto będzie królem.”
W Aranii ludzie gromadzili się cztery razy w roku na święta ludowe. W takich chwilach zwyczajem było ogłaszanie nowych praw, wydawanie sądów i rozstrzyganie wszelkich spornych kwestii. Więc przed następnym świętem ludowym Herthew przygotował sztuczny kamień z piasku, gliny i innych rzeczy, a gdy był jeszcze miękki, wbił w niego rękojeść swego wielkiego miecza, Dislany Ostrotnącej, a gdy kamień stwardniał, Dislana była w nim mocno osadzona. Kamień z mieczem został następnie umieszczony w pobliżu miejsca, gdzie król wydawał sądy. Wokół niego narysowano szeroki okrąg przecięty na pół.
W dniu, w którym lud po raz pierwszy zgromadził się, by wysłuchać jego słów, Ithilis opowiedział im o swoim zakłopotaniu związanym z problemem dotyczącym bliźniaczych synów Herthewa i jego córek. Rzekł:
„Aby lud nie był podzielony, a królestwo rozdarte przez waśnie, dobrze jest, by ta sprawa została rozstrzygnięta teraz. Dlatego ustanawiam sprawiedliwą próbę, w której nie wezmą udziału żadni inni ludzie niż ci dwaj, których jednakowo miłuję. Którykolwiek z nich usunie wielką broń ich ojca z tego kamienia, tak że ją uwolni i chwyci rękojeść, stanie się moim prawowitym dziedzicem, a drugi będzie dla niego jak młodszy brat.”
„Każdy z nich będzie próbował po kolei przez czas opadania piórka, a pierwszym próbującym będzie ten, który rzuci swoją bransoletę na ostrze.” Wtedy każdy z synów Herthewa został umieszczony w miejscu, gdzie linia dzieląca okrąg łączyła się z nim, tak że stali naprzeciw siebie, a każdy miał trzy bransolety. Rzucali, aż jeden otoczył ostrze swoją bransoletą.
Wtedy ten pierwszy próbował wyciągnąć broń ręką, ale nie mógł z powodu ostrości. Drugi próbował, kładąc obie dłonie po obu stronach ostrza, a następnie ściskając je razem podczas podnoszenia, ale on również nie mógł jej ruszyć. Pierwszy spróbował ponownie, kopiując to, co właśnie zostało zrobione, z większą siłą, tak że kamień prawie uniósł się nad ziemię, ale miecz nie opuścił kamienia.
Wtedy drugi zbliżył się do kamienia, ale tym razem włożył ręce pod krawędzie kamienia, tak że mógł go podnieść w ramionach, i rzucił go o skałę, która była w pobliżu, tak że rozpadł się na kawałki. Następnie podniósł Dislanę za rękojeść i wymachiwał nią nad głową. Ludzie okrzyknęli go, podczas gdy jego brat uścisnął go w gratulacjach. W ten sposób mądrością problem został przezwyciężony.